Nicolas Sarkozy jeszcze nie usiadł dobrze na fotelu prezydenckim a już się objawia Europie jako inkarnacja Napoleona i de Gaulla razem wziętych. Jego żona zaś szturmem zdobywa okładki nie tylko brukowców.
Sarko podobno cierpi na syndrom hiperaktywności. Faktycznie, na konferencjach prasowych w Brukseli co chwila przeskakiwał z nogi na nogę, kiwał się, gestykulował z siłą Louisa de Funnesa, rozpościerał szeroko ramiona i pięścią walił w stolik. A przy tym mówił z dosyć ciekawą manierą domowego przedrzeźniacza. Może i faktycznie na sławetnej konferencji prasowej po spotkaniu z Putinem wcale nie miał chorych goleni tylko zachowywał się w typowy dla siebie sposób?
Ważniejsza jest jednak jego nadkatywność polityczna. Ledwo ostygły emocje po szczycie, który ukradł Angeli Merkel siebie kreując jako głównego autora porozumienia i bohatera eurokonstytucji, a już znów uratował Europę. A konkretnie bułgarskie pielęgniarski. W ostatnią fazę negocjacji z Kadafim zaangażowała się poza Komisją Europejską i rządem Bułgarii Francja, reprezentowana przez Pierwszą Damę. I to właśnie jej staraniom i interwencji pielęgniarki zawdzięczają uwolnienie. Tak przynajmniej głosi kolportowana przez Paryż wersja. Bo wersja opowiadana przez dyplomatów europejskich jest nieco inna. "Francja? SuperCecilia? Była tylko jak kwiatek do kożucha" - mówił wczoraj z ironicznym uśmiechem jeden z dyplomatów. I zapewne miał rację. W obiegowej opinii jednak Sarko z żoną odnieśli kolejne spektakularne zwycięstwo. I tej umiejętności autopromocji można im tylko pogratulować i pozazdrościć. A przed nami kolejne odsłony przygód Mikołajka. I oczywiście jego małżonki, która nieco mi przypomina panią Nelly Rokitę. Obu paniom nie wystarcza bowiem bycie jedynie żonami przy mężach i chcą brać czynny udział w życiu politycznym, niemal rywalizując o popularność z własnymi małżonkami. Pani Cecilia, która wcześniej była znana głównie z tego, że na przemian zdradzała i była zdradzana przez Sarko i co jakiś czas spektakularnie od niego odchodziła, teraz przy pomocy zawodowego dyplomaty chce być nadaktywną First Lady. Będzie zatem ciekawie.
Na perypetie państwa Sarkozy patrzę z zainteresowaniem i lekkim rozbawieniem. Irytację przeżywam natomiast próbując czytać (no właśnie, czytać!!!) informacje na różnych polskich serwisach internetowych. Automatycznie bowiem włącza się serwis telewizji internetowej i jestem atakowana baranim głosem pana lub pani dukajacych słowa informacji. W dodatku o wyglądzie radiowym. A głosie gazetowym. Złoszczę się (mam nadzieję, że nie tylko ja) bo naprawdę wolę wersję pisaną jakiegoś newsa niż chałupniczo obrobioną jej wersję paratelewizyjną. Równie wkurzające są tylko dźwiękowe reklamy, które też się same włączają. Walczę z tym za pomocą małego sabotażu. Poprzysięgłam sobie bowiem, że na pewno nigdy nie kupię zachwalanych w nich towarów. Może odezwie się jakiś spec od reklamy i wytłumaczy mi, czy naprawdę tego typu zabiegi przynoszą oczekiwany skutek? Pozdrawiam.
Ważniejsza jest jednak jego nadkatywność polityczna. Ledwo ostygły emocje po szczycie, który ukradł Angeli Merkel siebie kreując jako głównego autora porozumienia i bohatera eurokonstytucji, a już znów uratował Europę. A konkretnie bułgarskie pielęgniarski. W ostatnią fazę negocjacji z Kadafim zaangażowała się poza Komisją Europejską i rządem Bułgarii Francja, reprezentowana przez Pierwszą Damę. I to właśnie jej staraniom i interwencji pielęgniarki zawdzięczają uwolnienie. Tak przynajmniej głosi kolportowana przez Paryż wersja. Bo wersja opowiadana przez dyplomatów europejskich jest nieco inna. "Francja? SuperCecilia? Była tylko jak kwiatek do kożucha" - mówił wczoraj z ironicznym uśmiechem jeden z dyplomatów. I zapewne miał rację. W obiegowej opinii jednak Sarko z żoną odnieśli kolejne spektakularne zwycięstwo. I tej umiejętności autopromocji można im tylko pogratulować i pozazdrościć. A przed nami kolejne odsłony przygód Mikołajka. I oczywiście jego małżonki, która nieco mi przypomina panią Nelly Rokitę. Obu paniom nie wystarcza bowiem bycie jedynie żonami przy mężach i chcą brać czynny udział w życiu politycznym, niemal rywalizując o popularność z własnymi małżonkami. Pani Cecilia, która wcześniej była znana głównie z tego, że na przemian zdradzała i była zdradzana przez Sarko i co jakiś czas spektakularnie od niego odchodziła, teraz przy pomocy zawodowego dyplomaty chce być nadaktywną First Lady. Będzie zatem ciekawie.
Na perypetie państwa Sarkozy patrzę z zainteresowaniem i lekkim rozbawieniem. Irytację przeżywam natomiast próbując czytać (no właśnie, czytać!!!) informacje na różnych polskich serwisach internetowych. Automatycznie bowiem włącza się serwis telewizji internetowej i jestem atakowana baranim głosem pana lub pani dukajacych słowa informacji. W dodatku o wyglądzie radiowym. A głosie gazetowym. Złoszczę się (mam nadzieję, że nie tylko ja) bo naprawdę wolę wersję pisaną jakiegoś newsa niż chałupniczo obrobioną jej wersję paratelewizyjną. Równie wkurzające są tylko dźwiękowe reklamy, które też się same włączają. Walczę z tym za pomocą małego sabotażu. Poprzysięgłam sobie bowiem, że na pewno nigdy nie kupię zachwalanych w nich towarów. Może odezwie się jakiś spec od reklamy i wytłumaczy mi, czy naprawdę tego typu zabiegi przynoszą oczekiwany skutek? Pozdrawiam.