Ukraina obraziła się na Polskę o rezolucję Parlamentu Europejskiego, w której jest mowa o dezaprobacie dla decyzji prezydenta Juszczenki o uhonorowaniu Bandery. Na Polskę, ponieważ ten fragment umieścili polscy eurodeputowani. Wygląda o na typową zagrywkę typu: najlepszą obroną jest atak. Bo puszkę z Pandorą, a raczej śp. Banderą otworzyli wszak sami Ukraińcy.
Nie wiem, czy jest to charakterystyczne li i jedynie dla polskiej polityki, ale u nas zawsze muszą być jakieś święte krowy, ładniej rzecz ujmując tematy tabu. Od czasu Pomarańczowej Rewolucji do takiej pozycji awansowała Ukraina. Zatem w myśl idei o przyjaźni polsko-ukraińskiej Warszawa od pięciu lat niestrudzenie była adwokatem europejskim Ukrainy, z uporem maniaka na forum Unii Europejskiej i NATO upominając się o otwarcie Ukrainie drzwi do struktur euroatlantyckich. Nasi politycy zaczęli już z tego powodu budzić już śmiech i lekką irytację w Brukseli.
Wszystko pięknie, bo dobre, przyjazne relacje polsko-ukraińskie są ważne. Ale wszelkiego typu relacje, zarówno interpersonalne, jak i między państwami, dobre są jedynie wówczas, gdy oparte są na partnerstwie i wzajemności. Tymczasem od jakiegoś już czasu Warszawa głaskała Kijów po głowie. I nic. Prezydent Juszczenko w Berlinie Niemcom dziękował za poparcie Pomarańczowej Rewolucji. A polskim przedsiębiorcom coraz gorzej robiło się interesy na Ukrainie. Byłoby to wszystko jednak do przełknięcia, gdyby nie decyzja prezydenta Juszczenki o uhonorowaniu Stepana Bandery i UPA. Pierwszą jaskółką był letni rajd młodych banderowców przez Polskę.
Posunięcie Juszczenki, desperacko walczącego o głosy skrajnej prawicy, otworzyło puszkę Pandory. Bo nagradzanie organizacji, odpowiedzialnej za wyrżnięcie tysięcy Polaków nijak nie wpisuje się w dobre międzysąsiedzkie relacje. I domaga się odpowiedzi polskiej. I taką właśnie odpowiedzią były protesty polskich polityków a także fragment w rezolucji Parlamentu Europejskiego. I brawa się należą eurodeputowanym, którzy zamieścili ten ustęp. Bo trzeba jasno powiedzieć naszym przyjaciołom zza wschodniej granicy, że z resentymentami banderowskimi nie pojadą za daleko. Oburzenie organizacji ukraińskich, czyli prominentnych polityków (list posłów ukraińskich w tej sprawie) dziwią. Bo to przecież strona ukraińska otworzyła puszkę Pandory i powinna się liczyć z konsekwencjami tego. Inna sprawa, że miesiąc miodowy już się skończył i trudno w nieskończoność stosować wobec Ukrainy taryfę ulgową. Tym bardziej, że kłóci się ona z prowadzoną przez Polskę polityką historyczną. Bo właściwie w czym roszczenia pani Steinbach są gorsze od wypowiedzi postbanderowców? Skoro dla Ukrainy stosujemy pamięć selektywną, to czemu nie mielibyśmy jej zastosować w stosunku do Niemiec czy Rosji? Można posunąć się dalej, przestańmy od Rosji domagać się przeprosin za Katyń a Niemcom przestańmy wypominać np. pacyfikację Warszawy.
Powtórzę, dobre relacje sąsiedzkie to te, oparte na wzajemności i szczerości. Polska dalej powinna popierać Ukrainę, ale już nie bezwarunkowo i bez przymykania oczu na jawną niesprawiedliwość. Sympatia powinna być wzajemna. A ewentualne argumenty, że atakując Ukrainę (jaki to niby atak?) dajemy argumenty Rosji, są infantylne i mogą świadczyć o rusofobii używających tej argumentacji.
Wszystko pięknie, bo dobre, przyjazne relacje polsko-ukraińskie są ważne. Ale wszelkiego typu relacje, zarówno interpersonalne, jak i między państwami, dobre są jedynie wówczas, gdy oparte są na partnerstwie i wzajemności. Tymczasem od jakiegoś już czasu Warszawa głaskała Kijów po głowie. I nic. Prezydent Juszczenko w Berlinie Niemcom dziękował za poparcie Pomarańczowej Rewolucji. A polskim przedsiębiorcom coraz gorzej robiło się interesy na Ukrainie. Byłoby to wszystko jednak do przełknięcia, gdyby nie decyzja prezydenta Juszczenki o uhonorowaniu Stepana Bandery i UPA. Pierwszą jaskółką był letni rajd młodych banderowców przez Polskę.
Posunięcie Juszczenki, desperacko walczącego o głosy skrajnej prawicy, otworzyło puszkę Pandory. Bo nagradzanie organizacji, odpowiedzialnej za wyrżnięcie tysięcy Polaków nijak nie wpisuje się w dobre międzysąsiedzkie relacje. I domaga się odpowiedzi polskiej. I taką właśnie odpowiedzią były protesty polskich polityków a także fragment w rezolucji Parlamentu Europejskiego. I brawa się należą eurodeputowanym, którzy zamieścili ten ustęp. Bo trzeba jasno powiedzieć naszym przyjaciołom zza wschodniej granicy, że z resentymentami banderowskimi nie pojadą za daleko. Oburzenie organizacji ukraińskich, czyli prominentnych polityków (list posłów ukraińskich w tej sprawie) dziwią. Bo to przecież strona ukraińska otworzyła puszkę Pandory i powinna się liczyć z konsekwencjami tego. Inna sprawa, że miesiąc miodowy już się skończył i trudno w nieskończoność stosować wobec Ukrainy taryfę ulgową. Tym bardziej, że kłóci się ona z prowadzoną przez Polskę polityką historyczną. Bo właściwie w czym roszczenia pani Steinbach są gorsze od wypowiedzi postbanderowców? Skoro dla Ukrainy stosujemy pamięć selektywną, to czemu nie mielibyśmy jej zastosować w stosunku do Niemiec czy Rosji? Można posunąć się dalej, przestańmy od Rosji domagać się przeprosin za Katyń a Niemcom przestańmy wypominać np. pacyfikację Warszawy.
Powtórzę, dobre relacje sąsiedzkie to te, oparte na wzajemności i szczerości. Polska dalej powinna popierać Ukrainę, ale już nie bezwarunkowo i bez przymykania oczu na jawną niesprawiedliwość. Sympatia powinna być wzajemna. A ewentualne argumenty, że atakując Ukrainę (jaki to niby atak?) dajemy argumenty Rosji, są infantylne i mogą świadczyć o rusofobii używających tej argumentacji.