118 urodziny świętuje dziś, zza grobu na szczęście, marszałek wielki Jugosławii, Josip Broz Tito. Co prawda wychowałam się na kulcie Tity, w cieniu jego popiersi i legendy o nim, późniejsze lata jednak sprawiły, że postać marszałka wywołuje dziś u mnie więcej złych niż dobrych skojarzeń. Żyjąc w rozpadającej się ciągle Belgii, Bogu natomiast dziękuję, że jej rodowici mieszkańcy nie mają na szczęście bałkańskiego temperamentu.
Przyznam się od razu, moja Babcia (a także i Dziadek oraz jeszcze kilka osób z rodziny serbskiej) była partyzantką, w dodatku w oddziale bezpośrednio dowodzonym przez Titę. Stąd jej kult marszałka, który przejawiał się w namacalny sposób w dużej ilości popiersi wodza. Jako dziecko widząc Titę w telewizji stawałam na baczność i salutowałam, nawet będąc już w Krakowie. Babcia aż do śmierci wierzyła w Titę, Jugosławię i jugokomunizm. I oczywiście wyszła na tym jak Zabłocki na mydle, jako jedyna chyba osoba z otoczenia Tity nie dorobiła się daczy nad Adriatykiem, willi na Dedinju, super limuzyny i wysokiej emerytury. Jako jedyna też wierzyła w Titę, Jugosławię i jugokomunizm nawet wtedy, gdy wszyscy inni rzekomo zrozumieli swój błąd i przestali deklarować swoją wiarę. A ja aż do rozpoczęcia studiów na najwspanialszej ze wszystkich Alma Mater o Ticie źle nie myślałam i nie mówiłam.
Dopiero po latach, po różnych ksiażkach, rozmowach i własnych analizach zrozumiałam, że pod pewnymi względami Tito był większym złoczyńcem niż inni powszechnie uznani dyktatorzy. Nie mówię już o obozach karnych dla więźniów politycznych na Golim Otoku, o więzieniach i tajemniczym znikaniu wrogów jugokomunizmu, ale o czymś, co było bardziej perfidną zbrodnią. O kradzieży duszy. Tito omamił mieszkańców Jugosławii na różne sposoby: jednych (jak moją Babcię i jej podobnych idealistów) poprzez osobiste doświadczenie walki z faszyzmem i wyzwalania Jugosławii, innych zaś dzięki oferowanemu im społecznemu awansowi i wszystkimi, związanymi z nim przywilejami. Odebrał im wcześniejszą tożsamość, korzenie i coś, co można nazwać sferą duchową. Efektem było powstanie społeczeństwa konsumpcyjnego, dla którego jedynym bogiem był pieniądz i wszystko co, się z nim wiąże.
No i dzisiaj przypada 118 rocznica urodzin zacnego tego człowieka. Na grobie Tity młodzi często ludzie składają kwiaty. Bo kult Tity ponownie kwitnie, co jest w dużej mierze zrozumiałe. Większości ludzi kojarzy się on bowiem z dobrobytem, pokojem i po prostu dobrymi czasami. I co jest symptomatyczne największą sympatią darzą Titę mieszkańcy poranionej przez wojnę Bośni i najbiedniejszej z eks republik, Macedonii.
A teraz przenoszę się do Belgii. Obserwuję kampanię przed wyborami parlamentarnymi, wzajemne, rosnące animozje między Flamandami a Frankofonami. I cieszę się, że nie mają oni temperamentu moich półkrwipobratymców. Na szczęście obie strony mają mentalność bardziej północną i ich kłótnie mają wymiar werbalny, za pistolety, noże i inne kałasznikowy nikt tu raczej (przynajmniej z rdzennych tybylców) nie chwyta. Co nie zmienia faktu, że mur rośnie. Jak mówi moja koleżanka z flamandzkiej telewizji, Flamandowie nie chcą nawet poznać (nie mówiąc o zrozumieniu) racji Frankofonów, podobnie jak Frankofoni nie są zainteresowani punktem widzenia Flamandów. Do tego dochodzą chore ambicje polityków, działających w myśl zasady, że "lepiej być pierwszym we wsi niż ostatnim w dużym mieście". Smutne to, bo wielu zwykłych mieszkańców Belgii chciałoby dalej żyć w Belgii. Rozpad Belgii ciągle się dokonuje, aczkolwiek pogłoski o jej śmierci są przesadzone. Bardziej prawdopodobną od rozpadu kraju wersją scenariusza jest przekształcenie Belgii w federację Flandrii i Walonii. Ale pożyjemy do 13 czerwca, to zobaczymy. A póki co, zgodnie z klątwą chińską, żyjemy w ciekawych czasach.
Dopiero po latach, po różnych ksiażkach, rozmowach i własnych analizach zrozumiałam, że pod pewnymi względami Tito był większym złoczyńcem niż inni powszechnie uznani dyktatorzy. Nie mówię już o obozach karnych dla więźniów politycznych na Golim Otoku, o więzieniach i tajemniczym znikaniu wrogów jugokomunizmu, ale o czymś, co było bardziej perfidną zbrodnią. O kradzieży duszy. Tito omamił mieszkańców Jugosławii na różne sposoby: jednych (jak moją Babcię i jej podobnych idealistów) poprzez osobiste doświadczenie walki z faszyzmem i wyzwalania Jugosławii, innych zaś dzięki oferowanemu im społecznemu awansowi i wszystkimi, związanymi z nim przywilejami. Odebrał im wcześniejszą tożsamość, korzenie i coś, co można nazwać sferą duchową. Efektem było powstanie społeczeństwa konsumpcyjnego, dla którego jedynym bogiem był pieniądz i wszystko co, się z nim wiąże.
No i dzisiaj przypada 118 rocznica urodzin zacnego tego człowieka. Na grobie Tity młodzi często ludzie składają kwiaty. Bo kult Tity ponownie kwitnie, co jest w dużej mierze zrozumiałe. Większości ludzi kojarzy się on bowiem z dobrobytem, pokojem i po prostu dobrymi czasami. I co jest symptomatyczne największą sympatią darzą Titę mieszkańcy poranionej przez wojnę Bośni i najbiedniejszej z eks republik, Macedonii.
A teraz przenoszę się do Belgii. Obserwuję kampanię przed wyborami parlamentarnymi, wzajemne, rosnące animozje między Flamandami a Frankofonami. I cieszę się, że nie mają oni temperamentu moich półkrwipobratymców. Na szczęście obie strony mają mentalność bardziej północną i ich kłótnie mają wymiar werbalny, za pistolety, noże i inne kałasznikowy nikt tu raczej (przynajmniej z rdzennych tybylców) nie chwyta. Co nie zmienia faktu, że mur rośnie. Jak mówi moja koleżanka z flamandzkiej telewizji, Flamandowie nie chcą nawet poznać (nie mówiąc o zrozumieniu) racji Frankofonów, podobnie jak Frankofoni nie są zainteresowani punktem widzenia Flamandów. Do tego dochodzą chore ambicje polityków, działających w myśl zasady, że "lepiej być pierwszym we wsi niż ostatnim w dużym mieście". Smutne to, bo wielu zwykłych mieszkańców Belgii chciałoby dalej żyć w Belgii. Rozpad Belgii ciągle się dokonuje, aczkolwiek pogłoski o jej śmierci są przesadzone. Bardziej prawdopodobną od rozpadu kraju wersją scenariusza jest przekształcenie Belgii w federację Flandrii i Walonii. Ale pożyjemy do 13 czerwca, to zobaczymy. A póki co, zgodnie z klątwą chińską, żyjemy w ciekawych czasach.