Uważany za najbardziej wpływowego dziennikarza finansowego piszącego po angielsku, Wolf, czołowy komentator ekonomiczny Financial Times’a krzyczy z nagłówka gazety, że Chinom grozi „dyskontynuacja” wzrostu gospodarczego – zjawisko znane z innych wschodzących gospodarek. Wspomina coś o zadłużeniu gospodarki (total social financing), które w 2014 roku osiągnęło 194% wartości chińskiego PKB i o tym, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy wieszczy, że „bez reform wzrost chińskiego PKB będzie hamował stopniowo do 5% PKB”. Na koniec Wolf dodaje jeszcze jedną przerażającą uwagę: że rynkowa gospodarka Chin może być niekompatybilna z koncentrującą coraz mocniej władzę chińską elitą polityczną...
Mogłabym sobie wyobrazić lepszy moment na taką niepokojącą analizę... niż tydzień po chińskim czarnym poniedziałku. Mogłabym sobie też wyobrazić lepszy moment dla banku Goldman Sachs na prezentowanie nowych, niższych prognoz dla chińskiej gospodarki: 6,4 w 2016, 6,1 w 2017 i 5,8 w 2018 z odpowiednio 6,7, 6,5, 6,2. Optymizmem nie napawa nawet to, że na ten rok (2015) Goldman utrzymał prognozę wzrostu chińskiego PKB... na poziomie 6,8%. Dlaczego to nie napawa optymizmem? Bo to dużo wolniej od 7,4% wzrostu w 2014 roku.
Nie mniej irytują mnie głosy o tym, że tak do końca nie wiadomo, czego inwestorzy się boją – spowolnienia chińskiej gospodarki, czy może odłączenia przez amerykański FED kroplówki udzielanej rynkom z tanich dolarów wpompowywanych do obiegu rynków finansowych (co nastąpić może o ile FED uzna, że będzie wzrost inflacji)?
A u nas? Czy strach dotyczy odpływu kapitału z rynków wschodzących? I kto się boi? Dwuletni wykres WIG20 pokazuje ponad 10% spadek wartości na przestrzeni 24 miesięcy. Ale już mWIG40 opowiada inną historię: ponad 15% wzrostu w tym samym 24 miesięcznym okresie. Nieco podrósł też, mimo głębokich wahań, także sWIG80, grupujący najmniejsze spółki z GPW: o ponad 2% w ciągu dwóch lat. Wygląda więc, że strach trzyma za gardło głównie zagranicznych inwestorów, którzy wchodzą lub wychodzą z rynków wschodzących w takt kolejnych powodów do globalnych obaw. A u nas angażują się tylko w największe spółki giełdowe.
Jak się popatrzy na kurs złotego, sytuacja wygląda podobnie: do euro w ciągu dwóch lat najpierw złoty był dość stabilny, później się umacniał (od 20 stycznia prawie do końca kwietnia), by na fali obaw o gospodarki krajów rozwijających się, zacząć słabnąć. I jak się to słabnięcie zaczęło od 3,98 za euro (na rynku międzybankowym), to teraz jest na poziomie 4,24 za euro. Tragedia? Nie, 5 września 2013 euro kosztowało 4,27 a 26 grudnia 2014 nawet 4,36. Kursem do dolara się nie zajmuję – bo to kwestia bardziej ruchu eurodolar, niż oceny czy wyceny naszej gospodarki.
Do czego zmierzam? Ano do tego, że kto wsiadł do kolejki górskiej, musi mieć zapięte pasy. I spokojnie patrzeć jak raz wznosi się, a raz opada. Oczywiście, nie wszyscy inwestują w wartość przedsiębiorstw w długim (kilkuletnim) horyzoncie. Niektórzy po prostu spekulują. Niestety są i tacy, którzy pokładają nadmierną ufność we władzach różnych państw (nie wskazuję nikogo placem dla zachowania dobrych stosunków ze wszystkimi), i choć powinni inwestować bardzo ostrożnie, ulegają pokusie zysku i ryzykują zbyt wiele, kosztem dorobku życia, czy bezpieczeństwa swojego osobistego majątku. I ci ranieni są przez takie czarne dni (jak chiński czarny poniedziałek) najmocniej. I im współczuję z całego serca. Ale poza tym – moim zdaniem nic się nie dzieje. Ot, korekta. Trochę głębsza tym razem.
Innym pytaniem jest jak się przygotować na to, co nas jeszcze czeka. Bo że nas czeka – to pewne. Wygląda na to, że nie rynki, ale całe gospodarki są w okresie szybszego falowania koniunktury i niestety (a może właśnie na szczęście?) te amplitudy drgań następują w różnych częstotliwościach (albo USA, albo Europa, Albo Ameryka Południowa, albo Azja). Jak więc się przygotować? Moja odpowiedź brzmi: wprowadzić sobie inwestycyjną żelazną dyscyplinę:
- określić, ile chcę zarobić na danym instrumencie;
- zarobiłam? Monetyzuję (żeby nie powiedzieć keszuję czy też cash’uję, jak mawiamy w slangu finansowym) – czyli sprzedaję, nie zakładając się, kiedy kolejna bańka spekulacyjna pęknie;
- tracę? Też sprzedaję, nie czekając aż strata będzie jeszcze większa.
Tyle i aż tyle. Emocje wyłącz – myślenie włącz...
...dlatego tak bardzo się dziwię mediom, a FT i Martinowi Wolfowi w szczególności...
-
Typowe podejście zachodniego inwestora zdradza ten artykuł z CNBC.com:
http://www.cnbc.com/2015/08/31/long-term-china-bull-buy-fear-sell-greed.html
-
Kto chce trochę ochłonąć z emocji – może popatrzeć na wykresy na Onecie , Wirtualnej Polsce czy Interii czy którymkolwiek innym portalu internetowym. Tylko – tak jak w przykładzie poniżej – patrzcie na 2 lata, bo inaczej ciężko będzie dostrzec kontekst...
http://biznes.onet.pl/waluty/profile/waluta-online/...