Znowu odwiedziłem Afganistan

Znowu odwiedziłem Afganistan

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lądowanie i odprawa paszportowo celna przebiegła bardzo sprawnie, jak dawniej. Nie zauważyłem żadnych znaczących zmian w procedurze, wszystko odbyło się tak, jakbym znalazł się na europejskim lotnisku. Jedynym problemem, który nęka przyjezdnego to daleka droga do wyjścia ze strefy bezpieczeństwa do postoju taksówek, ale takie środki bezpieczeństwa są w Kabulu stosowane od lat osiemdziesiątych.
Jadąc do hotelu zauważyłem wiele nowych wielopiętrowych domów i duży ruch wszelkiej maści pojazdów na ulicach miasta, jest też więcej latarni oświetlających drogi. Kabul staje się prawdziwą metropolią, z gęstym smogiem, harmidrem i hałasem. Jest trochę mniej posterunków policji i patroli wojskowych niż w 2010 roku, to wskazywałoby na większe bezpieczeństwo i stabilną sytuację w mieście.

W sobotę 20 września 2014 roku dowiedziałem się, że obydwaj kandydaci na stanowisko Głowy Państwa porozumieli się ze sobą, uzgodnili podział władzy i uznali ogłoszone wyniki wyborów, a w niedzielę oficjalnie podpiszą umowę o współpracy.

Wygrany zostanie prezydentem Afganistanu, a przegrany obejmie stanowisko premiera. W rozmowach „na gorąco” moi interlokutorzy wyrażali nadzieję, że wszystko się wreszcie unormuje i nastąpi długo oczekiwany okres spokoju.

Zdecydowana większość Kabulczyków wykazywała ostrożny optymizm.

Będzie dobrze - Inszallah.

Przypomniał mi się rok 2009, czas ogłoszenia wyników w wyborach prezydenckich z faworytem Hamidem Karzaiem w roli głównej. Na ulicach też panowała cisza, spokój, Kabul wyglądał jak wymarłe miasto. Nie było można nigdzie pójść, szwendanie się po ulicach też nie było wskazane, słowem „nudy na pudy”. O ile sobie przypominam wydarzenia sprzed pięciu lat, to było wtedy większe napięcie i zagrożenie zamachami bombowymi.

Obecnie takich odczuć nie miałem, ale nastawienie mieszkańców do obcokrajowców było dawniej lepsze i bardziej przyjazne. Zresztą nie widziałem zbyt wielu Europejczyków, ich obecność w Afganistanie wyraźnie zmalała, wiele organizacji pozarządowych zakończyło swoją działalność, wojska NATO i personel cywilny praktycznie zniknęli z ulic. Nie ma posterunków ISAF.

Afganistan staje się afgański. I dobrze.

W niedzielę, normalny roboczy dzień, ulice miasta świeciły pustkami, ludzi i samochodów było jak na lekarstwo. Chodziłem po mieście, fotografowałem scenki rodzajowe, nieliczne otwarte sklepy i restauracje.

Wreszcie, w tym pamiętnym dniu 21 września 2014 r,. Aszraf Ghani i Abdullah Abdullah podpisali umowę dotyczącą podziału władzy i współpracy obu polityków.

Afgańczycy odetchnęli z ulgą, ja też.

Wieczorem na ulicach pojawili się ludzie, to oznaczało że uwierzyli w poprawę i pokój.

Cały tydzień od dnia odpisania wspomnianego dokumentu do dnia zaprzysiężenia nowego Prezydenta Afganistanu chodziłem po Kabulu i fotografowałem „życie na gorąco”. Na głównych ulicach był przelewający się na jezdnię tłum ludzi.

Było to zrozumiałe z dwóch względów:
• pierwszy to czas przed zaprzysiężeniem i groźby talibów, że przeszkodzą w ustanowieniu nowej władzy poprzez nową ofensywę
• drugi to nadchodzące Ejd-e Ghorban ‘Święto Ofiary’ – najważniejsze święto muzułmańskie, które trwa 3-4 dni.

Osobiście podejrzewałem, że druga okoliczność ma zdecydowanie większy wpływ na chodzących po ulicach. Miejscowi nie przejmują się talibami i ich groźbami, gdyż mają one małe szanse na powodzenie. Wybuch bomby-pułapki, czy też atak zamachowca-samobójcy przyciąga tyle uwagi, co śmiertelny wypadek samochodowy w Polsce.
Podczas mojego pobytu były trzy lub cztery takie zamachy i nie widziałem zbytniej troski na twarzach rozmówców. Przywykli jak do komarów tnących wieczorem ludzi siedzących w przydomowych ogródkach lub śpiących na dachach swoich domów.

Gdy nadszedł dzień 29 września 2014 roku ulice Kabulu ponownie opustoszały. Każdy chciał zobaczyć ceremonię zaprzysiężenia i usłyszeć inauguracyjne wystąpienie nowego Prezydenta Aszrafa Ghani'ego Ahmadzai'a. Ja też usiadłem przed telewizorem i starałem się zrozumieć treść przemówienia, przynajmniej tę w dari.

Mnie zaskoczył i poruszył moment w którym Aszraf Ghani PODZIĘKOWAŁ SWOJEJ ŻONIE ZA WSPÓŁPRACĘ I WSPARCIE.

Byłem zaszokowany!!!

Prezydent ZŁAMAŁ TABU.

W islamie nie mówi się o kobietach z własnej rodziny. W wielu dokumentach nie ma rubryki "imię matki" czy też nazwisko "rodowe matki". Matka, żona czy córka jest "wewnętrzną sprawą" rodziny .

Były prezydent Karzai nigdy nie mówił o swojej żonie i nie pokazywał jej publicznie.

Tymczasem Ghani nazwał żonę imieniem używanym w domowych pieleszach - BIBI GUL. W ciepłych słowach podziękował jej za wsparcie, jakie udzieliła mu podczas kampanii wyborczej. Przedstawił ją jako osobę ciężko pracującą dla dobra kraju oraz życzył jej dalszych sukcesów w życiu zawodowym.

Tak naprawdę żona Prezydenta nazywa się Rula Ghani i jest amerykanką o libańskich korzeniach. Po raz pierwszy pokazała się i przemawiała na jednym z wieców wyborczych swojego męża. Jej aktywność napełniła optymizmem afgańskie feministyczne działaczki, które wyrażają nadzieję, że pod takim kierownictwem będzie im łatwiej działać w konserwatywnej społeczności zdominowanej przez mężczyzn.

Być może zachowanie prezydenta spowodowane było tym, iż ma on tytuł doktora antropologii uzyskany na Columbia University. Skończył Wydział Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych na Uniwersytecie Amerykańskim w Bejrucie. Ponadto był wysokim urzędnikiem Banku Światowego w Kabulu, ministrem finansów w rządzie Karzai'a, a także rektorem Uniwersytetu w Kabulu. W 2006 roku kandydował na stanowisko sekretarza Generalnego ONZ!

Takie wykształcenie i doświadczenie zawodowe posiada bardzo niewielu ludzi w Afganistanie, do tego jest z plemienia Ahmadzai, co miało niebagatelne znaczenie w uzyskaniu sojuszników w południowych, pasztuńskich dzielnicach kraju. Przeciwnicy polityczni zarzucają mu, że długo przebywał poza Afganistanem i jest mocno zamerykanizowany.

Jako jeden z nielicznych Afgańczyków potrafi z siebie zażartować i tym odróżnia się od innych przywódców afgańskich. W trakcie długich negocjacji z ugrupowaniem Abdullaha Abdullaha stwierdził, że kiedyś mówiono "Szybko się denerwujesz" dzisiaj mówią, że "moje szybkie decyzje ich denerwują". Samokrytyka jest rzadko spotykana na tych terenach. Wygórowana ambicja, przewrażliwienie na swoim punkcie, zdeformowane pojęcie honoru oraz zawziętość są powszechnymi wadami Afgańczyków, to tłumaczy dlaczego nie ma pokoju w tym kraju.

Sądzę, że Ghani jest najlepiej wykształconym Prezydentem w historii Afganistanu, czy będzie równie dobrą Głową Państwa, czas pokaże. Życzę mu by tak się stało. Telewizji wypadł celująco, ale życie w tym kraju odbiega od tego co widzimy na ekranach telewizorów.

Telewizja afgańska pokazała twarze gości obecnych na sali, widać było uśmiechy, a także lekkie zdziwienie związane z tym zdumiewającym faktem.

Jestem przekonany, że wielu obecnych wątpi w możliwość zlikwidowania korupcji, która historycznie wpisana w działalność urzędników jest nazywana bakszysz czyli podarunek, prezent, gościniec.

To samo dotyczy bezpieczeństwa wewnętrznego kraju. Jak wcześniej wspomniałem talibowie to 10-15% tego problemu. Odpowiadają za zdecydowaną większość zamachów terrorystycznych.

Według mnie, zdecydowanie większym problemem jest bandytyzm, rozbój na drogach oraz mafie. Nie raz słyszałem, że policja i wojsko pracują dla nich, a to jest niebezpieczne dla stabilizacji kraju. Tego problemu nie rozwiąże się w ciągu jednej kadencji prezydenckiej.

Czy nowy Prezydent zjednoczy polityczne ruchy pod swoim sztandarem? Sądzę, że ma spore szanse skupić wokół siebie część opozycji, w tym niektóre ugrupowania talibskie, ale to będzie wymagało znacznej finansowej ofiary, czyli tłustego bakszyszu. Dostateczny gościniec wypłacany regularnie, skutecznie tępi ostrza noży i chłodzi lufy armat.

Chyba najłatwiej będzie zadbać o pracę dla ludzi oraz opiekę nad kobietami i dziećmi. Brzmi to nierealistycznie, bo przecież kraje wysoko rozwinięte nie mogą poradzić sobie z tymi problemami.

Ale Afganistan jest inny.

Podsumowując swój pobyt w Afganistanie mam mieszane odczucia, nie zrealizowałem swoich podróżniczych planów, ale znowu byłem świadkiem ważnych i historycznych chwil w historii tego kraju.

Ostatnie wpisy