"Powidoki" Andrzeja Wajdy, czyli jedna z kilku polskich produkcji pokazywanych podczas 41. Festiwalu Filmowego w Toronto, to opowieść o życiu Władysława Strzemińskiego, artysty malarza, który sprzeciwił się władzy i który zapłacił cenę za swoją „niesubordynację”.
W najnowszym filmie Wajdy świetna jest przede wszystkim jedna z początkowych scen. Moment, w którym Strzemiński siedząc na ziemi we własnym mieszkaniu, zabiera się za namalowanie kolejnego obrazu. Dokładnie w chwili, w której przykłada pędzel do płótna, jego mieszkanie zostaje zalane czerwonym światłem. Oto bowiem na fasadzie jego budynku rozwieszony zostaje ogromny plakat z podobizną Stalina. Wyśmienita, teoretycznie dosadna, a w zasadzie subtelna i poetycka scena, która w wyśmienity sposób przedstawia ideę fix całego filmu - wpływ rzeczywistości i władzy na twórczość artystyczną.
W kilku scenach Andrzej Wajda idealnie oddał także „polskość” i nasz specyficzny styl myślenia. Wyśmienita jest w szczególności wymiana zdań na cmentarzu: „- W czerwonym płaszczu na pogrzeb matki? - Nie mam innego płaszcza”. Jest w niej coś, co pokazuje, że Polacy potrafią przejmować się tym, co mówią i myślą o nich inni, nawet w najmniej odpowiednich momentach. Samo pojawienie się tej uwagi unaocznia także, ze lubimy narzekać, nawet gdy nie ma ku temu powodów. To zresztą ciekawie koresponduje ze świadomym sprzeciwem Strzemińskiego wobec władzy. Film pokazuje też ile człowiek jest w stanie poświęcić dla integralności własnego charakteru. Gdy nie zgadza się na zmianę, na uginanie się pod presją większościowej grupy.
Strzemiński w interpretacji Bogusława Lindy przykuwa uwagę. Świetna jest już scena otwierająca, w której poznajemy bohatera. Pokazując wykładowcę Strzemińskiego, jak wraz ze studentami wygłupia się i nie traci humoru na świeżym powietrzu, sprawia, że nie tylko rozumiemy dlaczego uczniowie dażą go takim szacunkiem, ale i sami, jako widzowie, zaczynamy lubić bohatera.
„Powidoki” to w gruncie rzeczy jedynie fragment życiowej opowieści o bohaterze. Celowo z ekranu nigdy nie padnie, w jaki sposób bohater nabawił się kalectwa. Odpowiedź, której w pewnym momencie udzieli mężczyzna zdaje się być bowiem zdawkowym ucięciem dyskusji, aniżeli prawdą. Bardzo trafne i ciekawe są także uwagi Strzemińskiego, dotyczące malarstwa, sztuki i kultury jako takiej.
„Powidoki" to produkcja ciekawa i warta uwagi. Dobrze poprowadzona i zagrana. W tym wszystkim jednak taka, która nie posiada tej iskry geniuszu, która pozwoliłaby jej zostać w głowie widza na dłużej. Na pewno jednak przyczyni się do zwiększenia zainteresowania postacią Władysława Strzemińskiego. I dobrze, bo to ciekawy i ważny twórca.
Ocena: 7-/10