Błaszczyk o tym, dlaczego nie odda swoich organów. "Wystarczy przeanalizować historię"

Błaszczyk o tym, dlaczego nie odda swoich organów. "Wystarczy przeanalizować historię"

Ewa Błaszczyk
Ewa BłaszczykŹródło:Newspix.pl / BOGDAN HRYWNIAK
Dodano:   /  Zmieniono: 
17 maja córka Ewy Błaszczyk przeszła w szpitalu uniwersyteckim w Olsztynie zabieg wszczepienia stymulatorów ośrodkowego układu nerwowego. Istnieje nadzieja, iż dzięki tej metodzie, Ola Janczarska odzyska świadomość. W kontekście tych wydarzeń, przypominamy wywiad Magdaleny Rigamonti z Ewą Błaszczyk, w którym aktorka przedstawia swoje zdanie m.in. na temat eutanazji i pobierania organów po śmierci.

Ola Janczarska zakrztusiła się wodą podczas połykania tabletki i zapadła w śpiączkę. Miała wówczas 6 lat. Ewa Błaszczyk od tej pory poświęciła się opiece i leczeniu dziecka. Założyła fundację Akogo, a w 2012 roku otworzyła przy Centrum Zdrowia Dziecka klinikę Budzik dla dzieci z chorobami neurologicznymi.

Pod koniec maja 2016 roku, japoński profesor Isao Morita przeprowadził na 22-letniej córce Ewy Błaszczyk zabieg wszczepienia stymulatorów ośrodkowego układu nerwowego. Jak tłumaczył Morita, dzięki tej metodzie u 70 proc. badanych zoperowanych osób można zaobserwować wzrost świadomości. Wspólnie z profesorem zabieg przeprowadził prof. Wojciech Maksymowicz, neurochirurg.

Czytaj też:
Operacja córki Ewy Błaszczyk. Jedna z pacjentek po raz pierwszy zapłakała

W 2013 roku w tygodniku "Wprost" pojawił się wywiad Magdaleny Rigamonti z Ewą Błaszczyk, w trakcie którego aktorka przybliżyła swoją opinię dotyczącą głośnych kwestii, którym jest przeciwna. – Nie ma pewności i nie ma zaufania do tego kogoś, kto taką decyzję podejmuje – mówiła argumentując swoją opinię na temat pobierania organów. – (…) Najtrudniejsze do zdiagnozowania są te stany zawieszenia, przebywania na krawędzi życia i śmierci. Na początku, kiedy podtrzymuje się funkcje życiowe, to doświadczeni neurolodzy zawsze mówią: trzeba czekać. Robić swoje i czekać. Czekać, żeby ta decyzja nie była pochopna. Jak trafiłam na dr. Barbarę Szal Karkowską, która Olę ratowała, a Ola miała płaskie EEG, to dr powiedziała: nie takie płaskie żeśmy tutaj oglądali. Trzeba czekać. I zaczęło się falować – tłumaczyła.

Poniżej całość wywiadu Magdaleny Rigamonti z aktorką Ewą Błaszyk

Magdalena Rigamonti: Śmierć pnia mózgu nie istnieje. Lekarze transplantolodzy pobierają organy od żywych ludzi - tak kilkanaście dni temu mówił prof. Talar, który się zajmuje ludźmi w śpiączce.

Ewa Błaszczyk: Nie jestem lekarzem, neurologiem, neurochirurgiem. Wiem tylko, że na świecie istnieje problem określenia śmierci mózgowej. O tym się rozmawia. To bardzo trudne, bo niejednoznaczne. Najwięksi specjaliści zastanawiają się nad tym, gdzie to jest, gdzie jest świadomość.

A pani?

Nie wiem, gdzie jest świadomość. Czy to te 21 gramów, ta różnica pomiędzy ciężarem ciała człowieka przed śmiercią i tuż po niej? Nie wiem, bo skąd mogę wiedzieć. To wszystko jest między nauką, duszą i wiarą.

Lekarze nie chcą w to mieszać wiary.

Jednak jest coś takiego jak wola pacjenta. Chyba trudno jest wrócić, jeśli się tego nie chce. Trudno jest myśleć o powrocie, jeśli się w niego nie wierzy.

Pani mówi o powrocie ze śpiączki?

Tak. Diagnostyka chyba jeszcze nie jest na takim poziomie, by można było powiedzieć z całą pewnością, że mózg nie żyje. Zdarza się, że ktoś nie wraca nigdy. Ale zdarza się też, że nikt się tego nie spodziewa i po wielu, wielu latach człowiek się budzi. Nie mamy narzędzi, żeby udowodnić, gdzie jest świadomość, kiedy mózg umiera. Niedawno wyszła książka amerykańskiego neurochirurga „Dowód”, który stał twardo po naukowej stronie do momentu, kiedy sam nie znalazł się w śpiączce i przekręcił swoje myślenie o 180 stopni.

Widział anioły…

On pyta, co ma zrobić z tym, co jego świadomość pamięta z tego okresu, kiedy została stwierdzona śmierć mózgu. Proszę pamiętać, że pyta o to zaangażowany naukowiec neurochirurg. I też nie zna odpowiedzi.

Ale są lekarze, którzy jasno stwierdzają: „Nastąpiła śmierć mózgu”.

Wie pani, są jakieś wypadki, reakcje na szczepienia, kiedy mózg się rozpływa, kiedy tam nie ma nic, nie ma się do czego odwołać… Wiem, że jeśli ktoś jest w stanie minimalnej świadomości czy też znajduje się w zespole zamknięcia, to np. specjaliści w Japonii takim osobom wszczepiają stymulator w pień mózgu. Mają się do czego odwołać. Mogę jednak o tym mówić nie jako ekspert, tylko o tym, co czuję.

I ja o pani odczucia pytam. Ale też o doświadczenia.

Mam doświadczenia związane ze swoim dzieckiem. Nie byłabym w stanie podjąć takiej decyzji, że ktoś, że ona nie żyje. I tyle. Mam też przeczucie, intuicję, wiarę, mam też sygnały i mam za sobą rozmowy z lekarzami, którzy nigdy nie stwierdzili śmierci mózgu. Raczej mam sygnały, że coś tam jest, że jest jakaś świadomość. Nie wiem, jak bym się zachowała, gdyby ktoś mnie zaczął przekonywać, udowadniać, że nic w mózgu mojej córki nie ma.

Ale są rodzice, rodziny, które słyszą od lekarzy: „Nastąpiła śmierć mózgu”.

Strasznie to jest trudne. Między wyobraźnią a przeżyciem czegoś takiego jest kosmiczna odległość. Nigdy do końca nie wiemy, jak się zachowamy, kiedy się znajdziemy w danej sytuacji. Natomiast wiem, i mówię to tylko za siebie, że choćby nie wiadomo kto mi udowadniał śmierć mózgu mojego dziecka, to siedziałabym 28 godzin na dobę przy dziecku i wypatrywałabym sygnałów. Musiałabym wtedy zrobić wszystkie badania, jakie są na świecie dostępne, a i tak nie miałabym pewności. Nie posunęłabym się na milimetr w swoich decyzjach, jeśli nie byłabym w stu procentach przekonana. Ponieważ nie mam do czynienia z takim zjawiskiem, bo ja z Olą mam kontakt, wiem, że mam, to nie myślę, nie chcę nawet o tym myśleć, nie chcę sobie tego wyobrażać… Zapyta pani: a gdyby… To się zaczyna nowe opowiadanie. A gdyby było widać wszędzie totalny brak reakcji: sztywne źrenice, totalnie płaskie EEG…

To?

Nie jestem za eutanazją. Nie chciałabym, żeby człowiek zajmował miejsce Pana Boga. Nie ma Boga to znaczy wszystko wolno. A ja takiego świata nie chcę.

Na stronie Pol-Transplantu są do pobrania dokumenty. Pani już takie dokumenty wypełniła?

Nie. Nie wypełniłam deklaracji, że chcę oddać swoje organy.

Tam są dwa rodzaje dokumentów – jedne to zgoda na pobranie organów, drugie to sprzeciw.

Przecież jeśli nie podpisuję zgody na to, by oddać swoje organy, to znaczy, że nie wyrażam na to zgody. Jeśli jest inaczej, to znaczy, że coś jest nie tak. Dlaczego coś takiego mam podpisywać? Nie zgadzam się też, by ktoś decydował za mnie. Nie myślę tak dobrze o ludziach. Nie ufam, że ktoś podejmie właściwą decyzję.

Na przykład w sprawie śmierci mózgu?

Na przykład. Wystarczy przeanalizować historię, by zobaczyć, do jakich czynów jesteśmy zdolni.

Rozmawiałyśmy wiele lat temu i myślę, że wtedy lepiej myślała pani o świecie, o ludziach.

Są i ludzie wspaniali, i bezmyślni, i układowi, interesowni, i absolutnie bezinteresowni. I zawsze tak myślałam. Wierzę w człowieka, ale wiem, jak może się zachować. I dlatego bardzo się boję i nie będę się zgadzać z takimi uregulowaniami prawnymi, które stwarzają możliwość manipulacji w majestacie prawa. To jest niebezpieczne.

To zapytam wprost. Oddałaby pani swoje organy?

Gdybym nie żyła…

Mówi to pani z ironią.

Bo wracamy do początku naszej rozmowy, do tzw. śmierci mózgu.

Gdzie jest teraz pani córka Ola?

Tu, w domu.

W jej imieniu wypełni pani dokumenty w Pol-Transplancie?

Jeśli już zrobię ruch, to wszystkich nas wpiszę na tę listę ludzi, którzy się na to nie zgadzają.

Bo nie ma pewności, kiedy ta śmierć następuje?

Nie ma pewności ani nie ma zaufania do tego kogoś, kto taką decyzję podejmuje.

Jak serce nie bije, to…

Jak serce nie bije dłużej niż parę minut i się człowieka nie reanimuje, to następuje śmierć. Natomiast najtrudniejsze do zdiagnozowania są te stany zawieszenia, przebywania na krawędzi życia i śmierci. Na początku, kiedy podtrzymuje się funkcje życiowe, to doświadczeni neurolodzy zawsze mówią, że trzeba czekać. Robić swoje i czekać. Czekać, żeby ta decyzja nie była pochopna. Gdy trafiłam na dr Barbar Szal-Karkowską, która Olę ratowała, a Ola miała płaskie EEG, to ona powiedziała: „Nie takie płaskie żeśmy tutaj oglądali. Trzeba czekać”. I zaczęło się falować.

Kiedy?

Po wielu miesiącach. Musiał zejść obrzęk mózgu. Trzeba mieć wielką cierpliwość. Jak się lekarzowi choć raz pacjent obudzi po roku, to już nie ma on tendencji do wydawania takich łatwych wyroków.

W pani klinice, w Budziku, nie tak dawno zbudziło się dziecko.

Już drugie. W naszej klinice.

Pani wie, że kiedy taka informacja trafia do mediów, to są takie emocje, że ludzie przed telewizorami płaczą.

Pewnie, że wiem. Bo to drugie życie jest więcej warte, bardziej się je ceni. To pierwsze to tak mamy po prostu, nie zauważamy tego cudu. Kiedy ma się to drugie, to już się wie, mocniej się wie i docenia…

Jaka jest szansa, że człowiek w komie wróci, się zbudzi?

Jeśli nie jest leczony, żywiony i rehabilitowany, to odchodzi przy pierwszej komplikacji. Idą straszne przykurcze, zwichnięcia stawów, skolioza, zapalenie płuc. Organizm leży. Straszna energia zużywana jest na napięcia mięśniowe. Kiedy taki człowiek przestaje łykać, to nie ma jak go żywić. I jak się nie zrobi gastrostomii, to umiera z głodu.

Zdarzają się przypadki, że rodzice odpuszczają, przestają rehabilitować?

Wystarczy odstawić jedzenie. Niedawno w Ameryce tak postąpiono z Terri Schiavo. Sąd wydał wyrok, że można odłączyć rurkę, przez którą kobieta była karmiona. Nastąpiła śmierć głodowa. To była decyzja ludzi dookoła, głównie męża tej kobiety. W Skandynawii obudziła się kobieta na stole operacyjnym tuż przed pobraniem organów… Medycyna będzie mogła ratować ludzi znajdujących się w coraz gorszych stanach. To są oczywiście pieniądze. Rodzi się pytanie, w którym kierunku będziemy się poruszać. Czy konsumpcyjnym, czy humanitarnym, gdzie jednak człowiek jest najważniejszy. Nie można przewidzieć, kto jak wróci z komy i czy wróci. Czasem ludzie wracają do pełni funkcji. Czasem ktoś ma szczątki mózgu, a pisze piękne wiersze, a ktoś ma prawie cały mózg i nic.

Przed spotkaniem z panią ludzie mi mówili: Ewa Błaszczyk o mózgu wie wszystko.

Mózg jest straszną tajemnicą, najmniej zbadanym organem. Medycyna idzie do przodu. Leczy się Zolpidemem, czyli lekiem nasennym, który robi takiego fikołka z receptorami GABA, że nagle ktoś się ocyka (uśmiech). Japończycy mają świetne wyniki z wszczepianiem stymulatora w pień mózgu, szczególnie w grupie ludzi do 35 lat. Mają odzysk tych ludzi na poziomie 60-70 proc. Ja też wierzę w komórkę macierzystą. Jest w tym logika, która takiego laika jak ja przekonuje. Tak na zdrowy rozum – skoro z tego się stwarzamy, wszystkie nasze organy i systemy, to może komórki macierzyste mogą budować i odbudowywać. Wydaje mi się, że to jest nowa epoka.

Myśli pani, że komórki macierzyste mogłyby pani córce pomóc?

Nie mówię, że teraz, już. Mówię o kierunku. Może te badania doprowadzą do tego, że ze swoich komórek macierzystych będzie można wyprodukować sobie nerkę czy wątrobę i nie będzie wtedy problemu transplantacji. Nie chciałabym, żeby byli produkowani ludzie, ale gdyby była możliwość stworzenia części zamiennych z własnego materiału, to byłoby coś. W Olsztynie prof. Maksymowicz uruchomił eksperymentalny program komórki macierzystej.

Wierzy pani nie tylko w cud, ale i w medycynę?

I w jedno, i w drugie. Są rzeczy, na które nie staje nam wyobraźni.

Co będzie, jak Ola się zbudzi?

Coś nam będzie musiała opowiedzieć ciekawego.

Wyobraża sobie pani ten dzień?

Nie. Nie chcę sobie wyobrażać, dopóki się nie zdarzy.

Są tacy rodzice, którzy proszą o eutanazję dla swoich dzieci, bo nie chcą, by dłużej cierpiały.

Jestem jak najdalsza od oceniania czyjegoś zachowania, bo uważam, że nie mam do tego prawa. Kiedy słyszę, że ktoś walczył o dzieci, a potem te dzieci utopił, a siebie zabił, to myślę, że my, ludzie dookoła, nie widzieliśmy, że ten dorosły człowiek był w tak wielkiej rozpaczy i tak samotny, że posunął się do najgorszego. Wina jest po naszej stronie. 

Czytaj też:
Kiedy umiera mózg


Źródło: Wprost