Bombardierem Dash Q400 LOT-u podróżowali pasażerowie z Wrocławia do Warszawy. Z informacji RMF24.pl wynika, że w połowie trasy pilot ogłosił, że nie otwiera się podwozie. Stewardesa wtedy miała zacząć instruowanie pasażerów, jak się skulić podczas uderzenia w ziemię.
W końcu podwozie udało się otworzyć „alternatywnie”. Maszyna wylądowała więc w stolicy z wysuniętym podwoziem, ale mimo to na pasie czekały już w gotowości wozy straży pożarnej.
Seria incydentów
To nie pierwsza tego typu sytuacja z bombardierem w ostatnim czasie. 20 sierpnia Bombardier Dash Q400, który miał lecieć z Warszawy do Gdańska, także awaryjnie lądował w Warszawie. Na pokładzie samolotu LOT znajdowało się 79 pasażerów. Tuż po starcie maszyny piloci zgłosili jednak problem techniczny – zauważono, że nie gaśnie jedna z kontrolek sygnalizujących otwarcie podwozia. Załoga podjęła decyzję o powrocie do stolicy.
Z kolei na początku stycznia tego roku awaryjnie lądował bombardier lecący z Krakowa. Pilot miał jeszcze w trakcie lotu informować o kłopotach z podwoziem. Jak podawała stacja RMF FM, ze wstępnych informacji wynikało, że nie wysunęło się przednie podwozie. – Po lądowaniu nie zablokowała się przednia część podwozia, w efekcie ono się złożyło, a samolot uderzył kadłubem o pas startowy – mówił w rozmowie z TVN Warszawa rzecznik spółki LOT Adrian Kubicki dodając, że załoga już wcześniej otrzymała sygnał, że może wystąpić problem z podwoziem.
Czytaj też:
Pilot bombardiera lądował bez wysuniętego podwozia. Zobacz nagranie