Ryszard A. od 30 lat jest dyrektorem Warszawskiego Teatru Akademickiego. To, że zajęcia, które prowadzi nie mają nic wspólnego z aktorstwem, dowiodła dziennikarka „Superwizjera”, która spotkała się z uczennicami szkoły i wcieliła się w jedną z nich, przekraczając mury teatru z ukrytą kamerą.
A. wciąż prowadzi nabór do szkoły. Ogłasza się w liceach, wśród studentów i w agencjach dla modelek. Zajęcia prowadzone są przy Uniwersytecie Warszawskim, dlatego często dyrektorzy proponują je swoim uczniom.
18-letnia Joanna, która trafiła do szkoły z polecenia dyrektora swojego liceum wspomina, że „był to jeden szczebelek na drabinie do spełnienia marzeń”. Jak mówi, na pierwszym spotkaniu miała zaśpiewać piosenkę i wyrecytować wiersz. Później Ryszard A. zapytał jej, czy ma czas w soboty i niedziele, bo wtedy odbywają się zajęcia. Jak mówi kobieta, później zaczął się jej koszmar. – Myślałem, że się tak podnieciłaś mocno. Masz już 18 lat. Masz kogoś komu powiesz cip** – mówił do niej A. – A ty jeszcze masz striptiz przede mną zrobić, po aktorsku, nauczyć cię? – namawiał mężczyzna. – Opowiadał o swoim pierwszym razie, ze wszystkimi szczegółami. Jak koleżanka z grupy na nim siadła, stękała, jęczała i coś z niej wyleciało – opowiada z kolei 22-letnia Marka.
Jak dowiadujemy się z materiału „Superwizjera”, w ciągu 30 lat pracy Ryszarda A. były już na niego skargi. W czerwcu 2013 roku został nawet zwolniony, jednak doszło do ugody, na warunkach której UW zabronił używania w nazwie teatru nazwy uniwersytetu. Od tamtej pory Ryszard A. posługuje się nazewnictwem: Fundacja Teatr Akademicki.
Czytaj też:
Sensacja i dramatyczne sceny w finale US Open. 21-letnia Naomi Osaka pokonała Serenę Williams