Na Podlasiu postawili żydom pomnik. „Ludzie mieszkają na grobach. Przy każdym kopnięciu ziemi, wyłażą kości”

Na Podlasiu postawili żydom pomnik. „Ludzie mieszkają na grobach. Przy każdym kopnięciu ziemi, wyłażą kości”

Sołtys Orli Marek Chmielewski
Sołtys Orli Marek Chmielewski Źródło:Wprost / Piotr Barejka
Rzeczy żydowskich mieszkańców leżały na strychach, fabryka Wejnsztejna ucichła, a orlanie zaczęli zajmować domy dawnych sąsiadów. Przez lata nikomu nie zależało na tym, żeby pamiętać. Ludzie wciąż się bali, że żydzi mogą wrócić po swoje. Marek też wtedy nie myślał tak, jak dzisiaj.

– O żydów pan chce pytać? To do Marka trzeba – mówi jedna z mieszkanek Orli.

Sołtys wsi, Marek Chmielewski, dobrze wie, kto w czyim domu mieszka. Wyjmuje mapę, na której widać rzędy domów. Jest cała ulica kowali, przy ośrodku zdrowia mieszkał doktor Lemański, dalej była kaflarnia Wejnsztejnów. Przedwojenna ulica Piaskowa zmieniła się w Partyzantów, ale wciąż stoi tam zbożowy magazyn Jankiela. Tego Jankiela, który co sobotę czekał, aż ktoś przyniesie zboże. Ulicę dalej miał posiadłość, obok kilka młynów. Piekarnia Izbuckiego wciąż stoi na rogu rynku.

– Ludzie mieszkają u nas na grobach. Przy każdym kopnięciu ziemi, jak się kładzie jakieś rury, wyłażą kości – ciągnie Marek.

Synagoga stoi w samym środku wsi, tuż obok urzędu gminy, ośrodka kultury i ochotniczej straży. Przez lata mijało się ją obojętnie, straszyła odrapanym tynkiem i walącym się dachem. Na starszym żydowskim cmentarzu pobudowano domy i ulice, ten nowszy zarósł chaszczami.

– Taka mapa to nieraz jedyny ślad po tych ludziach – wzdycha Marek.

– Ale działać trzeba pomaleńku. To nie tak, że wszyscy podejdą od razu z entuzjazmem. Nie można robić prowokacji, tylko trzeba wyczuwać sytuację.

– Był opór?
– Cały czas jest, ale w porównaniu z innymi miejscami – macha ręką. – To u nas jest w ogóle co innego.

Rury w synagodze

Dla synagogi w Orli znaleziono przez lata szereg zastosowań. Po wojnie zamieniła się w spółdzielczy magazyn. Wówczas trzymano tam nawozy, które wyżarły ściany i kolumnady. Ślady widać do dzisiaj. Później przejęła ją kolejna spółdzielnia, okna zabito deskami, a w środku powstał skup słomianych koszy. Był czas, gdy w okolicy powstało zagłębie wyplataczy. Zajmowały się tym rodziny rolników, którzy mieli za słabe ziemie, żeby wyżyć tylko z nich. Więcej mogli zarobić na słomianym koszu. O tyle dobrze, że spółdzielnia uszczelniła dach.

Orlańskie życie omijało synagogę, toczyło się gdzieś wokół niej. Raz trzymano tam siano, innym razem stała pusta. Dla okolicznych dzieciaków zapuszczony budynek stał się placem zabaw. Gdy niedaleko powstała remiza, synagoga była miejscem schadzek.