Lekarze żądają 1 mld zł

Lekarze żądają 1 mld zł

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. PAP/Darek Delmanowicz
1 miliard zł na podwyżki dla lekarzy w tym roku, zagwarantowanie w budżecie na 2007 r. wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 5 proc. PKB i ustawowo płacy lekarza- rezydenta i stażysty na poziomie dwóch średnich krajowych - takie żądania postawił Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Rząd odniesie się do nich w piątek.

"Jeśli słyszymy, że nie ma 11 mld zł na podwyżki dla personelu medycznego (...), a jednak rządzący twierdzą, że chcieliby wyjść nam naprzeciw - to my proponujemy: jest 1 miliard zł nadzwyczajnych przychodów w NFZ ze wzrostu gospodarczego i zwiększonych wynagrodzeń pracowniczych. Proponujemy przeznaczyć go na wzrost wynagrodzeń dla lekarzy, może to być np. od października" - powiedział szef Związku Krzysztof Bukiel we wtorek na konferencji prasowej w siedzibie Naczelnej Izby Lekarskiej w Warszawie.

Podkreślił, że to "ostateczne ustępstwo" ze strony związku. "Nie będzie dalszych ustępstw. Niech rządzący nie bawią się z lekarzami" - podkreślił.

Według prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzeja Sośnierza, przeznaczenie dodatkowego miliarda zł na podwyżki dla lekarzy byłoby złym rozwiązaniem, choć przyznał, że lekarze powinni godziwie zarabiać. Szef NFZ potwierdził, że dodatkowe pieniądze w budżecie Funduszu są, ale miały być przeznaczone na finansowanie świadczeń medycznych dla pacjentów.

OZZL żąda również przedstawienia do końca lipca 2007 r. ustawy budżetowej na rok 2008, w której będzie zagwarantowany wzrost nakładów na opiekę zdrowotną do 5 proc. PKB (obecnie jest to 4 proc.) - to drugi punkt propozycji Związku. W budżecie miałyby być również zapisane gwarancje podwyżek. Bukiel zapowiedział, że jeśli takich gwarancji nie będzie, to lekarze zrezygnują z pracy.

OZZL chce, by w 2009 r. nakłady na opiekę zdrowotną wzrosły do 6 proc. PKB brutto, tak jak - według związkowców - PiS obiecywał to w swoim programie wyborczym. "My jesteśmy naiwni i czytamy programy wyborcze partii" - mówił szef związku.

Związek domaga się też, by samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej, przekształcić w spółki prawa handlowego, a by ich długi przejął budżet państwa. "I koniec, niech one zaczną funkcjonować jak przedsiębiorstwa" - oświadczył Bukiel. Chce on też, by w nowelizowanej obecnie przez Sejm ustawie o zawodzie lekarza i lekarza-dentysty znalazł się zapis, że lekarz-rezydent i lekarz stażysta otrzymują pensję w wysokości dwukrotnej średniej krajowej.

Strajkujący lekarze domagają się również wprowadzenia zerowej stawki VAT na świadczenia medyczne (obecnie wynosi ona 7 proc.). "Dzisiaj szpital, który ma 100 mln zł budżetu, płaci 8 mln zł VAT- u. To znaczy, że te pieniądze niby dostaje, a później zaraz im się zabiera. Te 8 mln zł mogłyby spowodować istotne podwyżki dla personelu medycznego" - powiedział Bukiel. "Są możliwości, techniczne mechanizmy, tylko po prostu trzeba chcieć" - dodał.

Na pytanie, czy wyższe wynagrodzenia spowodują, że lekarze nie będą po godzinach pracować w prywatnej służbie zdrowia, Bukiel odpowiedział, że jest to pole do negocjacji z rządem. "Dogadamy się w każdej sprawie. Również w tej, żeby lekarz zatrudniony w publicznej służbie zdrowia nie pracował w prywatnej, jeżeli tam dobrze zarobi" - powiedział.

Bukiel podkreślił, że dla lekarzy "bulwersujące" jest, iż "rząd polski nie przestrzega prawa; najnormalniej sobie lekceważy prawo". Jego zdaniem, lekarze nadal nie są objęci powszechnymi przepisami Kodeksu pracy i można ich obciążać pracą nadliczbową w "dowolnej ilości". Chodzi o możliwość zobowiązywania lekarzy do pełnienia dyżurów medycznych tak, że pracują dużo więcej niż przepisowe 40 godzin w tygodniu. W ubiegłym roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że jest to niezgodne z konstytucją.

Bukiel odrzucił zarzuty, że strajk ma charakter polityczny i został celowo zorganizowany "nagle". Przypomniał, że OZZL działa od 1992 r. i w ciągu 15 lat działalności wielokrotnie podejmował starania o lepsze warunki w służbie zdrowia.

Wiceprzewodniczący OZZL Tomasz Underman podkreślił, że lekarze nie dadzą się dłużej "poniewierać i poniżać". Odniósł się również do wtorkowej wypowiedzi premiera, w której szef rządu powiedział, że w przypadku zagrożenia ludzkiego życia państwo jest gotowe na użycie wszystkich możliwych środków, by je ratować. "Nie dość, że się nie dotrzymuje obietnic wyborczych, to jeszcze nieustannie jest ta przeklęta komunistyczna retoryka strachu. Cały czas się nas straszy. Nie boimy się. Odejdziemy z pracy, jeśli nie będzie się nas traktować poważnie" - powiedział.

pap, ss, ab