Śledczy nie wierzyli rodzicom zmarłej kobiety. Dziś na światło wyszły nowe dowody

Śledczy nie wierzyli rodzicom zmarłej kobiety. Dziś na światło wyszły nowe dowody

Sąd Okręgowy we Wrocławiu
Sąd Okręgowy we Wrocławiu Źródło:PAP / Maciej Kulczyński
Rodzice 25-letniej Pauliny Antczak od początku nie dawali wiary ustaleniom śledczych, którzy przyczyny jej śmierci upatrywali w nadużywaniu alkoholu. Dzięki nieugiętej postawie doprowadzili do ponownego procesu, w którym sąd rozstrzygnie, czy doszło do morderstwa.

Paulina Antczak zmarła we wrześniu 2014 roku, krótko po tym jak jej partner Dawid Z. oskarżył ją o zdradę. Z zeznań mężczyzny wynikało, że po powrocie do domu znalazł swoją partnerkę martwą, po czym wezwał na miejsce pogotowie. W tę wersję zdarzeń uwierzyli śledczy, którzy badali sprawę, ale zupełnie inaczej patrzyli na nią rodzice kobiety, którzy od początku wskazywali na nieścisłości w śledztwie i zeznaniach Z.

Para nie uwierzyła w historię o nadużywaniu alkoholu przez córkę, co miało zdaniem śledczych doprowadzić w ostateczności do jej śmierci. Jak z resztą wykazały badania toksykologiczne, w organizmie zmarłej, w chwili śmierci nie było alkoholu.

Znikająca kroplówka i leki na serce

O historii prywatnego śledztwa państwa Antczak opowiedzieli reporterzy programu "Interwencja" w Polsat News. Para od samego początku wskazywała na elementy, które śledczy albo przeoczyli albo zbagatelizowali. Jednym z nich była zaparowana, świeżo opróżniona kroplówka, widoczna na zdjęciach z miejsca śmierci ich córki, która następnie w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła. Jak podkreślił ojciec kobiety, pogotowie nie dysponuje tego typu kroplówkami.

– Prokurator uważa, że to jest ślad po reanimacji przez pogotowie. Tylko że jeżeli ona nie żyła w momencie przyjazdu pogotowia, nie mogło być podbiegnięcia krwawego – opisywał Kazimierz Antczak.

Rodzice kobiety nie zaakceptowali wyroku uniewinniającego Dawida Z. i postanowili złożyć do sądu prywatny akt oskarżenia. Doprowadzili również do ekshumacji ciała córki i ponownej sekcji zwłok, podczas której w organizmie kobiety stwierdzono duże stężenie leku na arytmię serca. Jak podkreśla pełnomocniczka Antczaków Eliza Kuna, kobieta nigdy nie chorowała na serce i nie przyjmowała żadnych leków. Co więcej lek, który wykryto w organizmie zmarłej może powodować efekty podobne do tych, jakie daje długotrwałe nadużywanie alkoholu.

– Amiodaron to jest lek stosowany na arytmię serca, Paulina nigdy na serce nie chorowała, nigdy żadnych leków na arytmię nie przyjmowała. Natomiast ten lek podawany w wielokrotnym stężeniu, tutaj przekroczonym prawdopodobnie kilkaset razy, bezwzględnie może wywołać skutek śmiertelny, co więcej: ten lek może też wywołać pośmiertne stłuszczenie wątroby – powiedziała Kuna.

Rodzice mają żal do śledczych

Determinacja Antczaków doprowadziła do tego, że Sąd Okręgowy we Wrocławiu uchylił wyrok uniewinniający dla Dawida Z. i sprawa zostanie rozpatrzona raz jeszcze. Rodzice kobiety liczą, że tym razem uda się dowieść, że śmierć ich córki nastąpiła w skutek morderstwa.

Matka kobiety komentując całą sprawę i działania śledczych stwierdziła, że to oni są obecnie powodem jej olbrzymiego żalu. – Ja wobec tego człowieka tak naprawdę nic nie czuję. Chyba większą gorycz mam do tych ludzi, którzy prowadzili tę sprawę – powiedziała Pani Iwona Antczak w rozmowie z reporterami "Interwencji".

Czytaj też:
Wraca sprawa Iwony Wieczorek. Czy produkcja rzuci nowe światło na zaginięcie sprzed lat?
Czytaj też:
Śmierci Kamilka z Częstochowy można było uniknąć? Druzgocący raport KRS

Źródło: Polsat News