Warchoł twierdzi, że Hołownia dopuścił się „przestępstwa”. Posłowie Suwerennej Polski złożyli zawiadomienie

Warchoł twierdzi, że Hołownia dopuścił się „przestępstwa”. Posłowie Suwerennej Polski złożyli zawiadomienie

Szymon Hołownia /
Szymon Hołownia / Źródło:PAP / Leszek Szymański
Posłowie Suwerennej Polski „złożyli zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez marszałka Sejmu”. Chodzi o odwołania posłów PiS od decyzji dot. wygaszenia mandatów.

Szymon Hołownia otrzymane od posłów pisma skierował od razu do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego. Ominął jednak Biuro Podawcze SN. – Wysłałem [do izby – red.], jak dobrze wiadomo, oba te ich zażalenia na moją decyzję – poinformował na konferencji prasowej 4 stycznia.

Dodał, że zrobił to „nie dlatego, że miał taki kaprys”, lecz powołał się na opinie prawne. – To ta izba w sytuacji istnienia wątpliwości dot. umocowania Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych gwarantuje stronom tego postępowania, (...) panom [Maciejowi] Wąsikowi i [Mariuszowi] Kamińskiemu, niewątpliwe i niewzruszalne korzystanie z ich praw. Robimy to w trosce o nich – mówił.

Marszałek powiedział też, że zwrócił się do Piotra Prusinowskiego – prezesa Izby Pracy SN – by ten sprawę „powierzył składowi orzekającemu, który nie podważy zaufania, jakie sądownictwo powinno wzbudzać w społeczeństwie demokratycznym i państwie prawnym”.

Warchoł: „To jest przestępstwo”

Dzień później posłowie Suwerennej Polski zapowiedzieli, że złożą do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

– Pan marszałek przyznał, że wysłał dyrektora swojego gabinetu do prezesa tej Izby SN, którą on uznaje za właściwą do rozstrzygnięcia sprawy, naruszając przepisy, bo sprawa powinna być [najpierw – red.] zarejestrowana w biurze podawczym, a biuro podawcze zgodnie z przepisami i dekretacjami kieruje dane pismo do danej izby SN – tłumaczył w Sejmie 5 stycznia Michał Wójcik.

Zaś zdaniem Marcina Warchoła „wybrał sobie SN, któremu po cichu przekazał akta i kogo ma wyznaczyć do orzekania”. Jego zdaniem doszło do popełnienia przestępstwa – wymienił: „przekroczenia uprawnień” i „działania na szkodę interesu publicznego, poprzez ręczne sterowanie sądownictwem, poprzez wpływanie na sędziów w danej sprawie”.

Zdaniem posła opozycji Hołownia „przyznał, (...) że wpływał na to, kogo SN ma wyznaczyć do rozpoznania w danej sprawie”. Dodał, że „prawo jasno stanowi, jak są sędziowie wyznaczani w Sądzie Najwyższym”. Stwierdził, że „istnieje jawna dla stron lista sędziów danego sądu”. Kontynuował, mówiąc, że „regulamin i ustawa o SN przewidują, że są wyznaczani według wpływu sprawy w sposób obiektywny i nikt nie może wpływać na to, kto czyją sprawę rozstrzyga”.

„Literalnie wypełniliśmy zapisy ustawy”

Hołownia mówił zaś jednak, że jego obowiązkiem było dokumenty złożyć do SN. Zasugerował, że nie jest istotne to, czy zespół złoży je poprzez Biuro Podawcze, czy osobiście zostaną one przekazane przez marszałka Sejmu do szefów Izb. – Przepraszam, co tu jest niezgodnego z prawem? – pytał w czwartek.

Dodał też, że nie odbyło się to „potajemnie”. Dyrektor gabinetu marszałka Stanisław Zakroczymski oficjalnie umówił się z sekretariatem prezesa SN Piotra Prusinowskiego. Ocenił, że złożenie dokumentów z pominięciem biura „było legalne”. Pismo trafiło do SN. – Literalnie wypełniliśmy zapisy ustawy – uważa marszałek Sejmu.

Kwestię odwołań posłów PiS od decyzji ws. wygaszenia mandatów składy sędziowskie rozpatrywać będą – podczas niejawnych posiedzeń – 10 stycznia. Tego dnia w Sejmie, w trakcie 2. posiedzenia posłowie będą rozmawiać o komisji śledczej ws. Pegasusa.

Czytaj też:
Prokuratura odpowiedziała na wpisy posłanki Filiks. Większości zaprzecza
Czytaj też:
I prezes SN odpowiada marszałkowi Hołowni. „Budzące konsternację stwierdzenia”