Paulina Socha-Jakubowska: Rokowania, które usłyszałaś na początku, nie były najlepsze.
Aleksandra Kąkol: Na początku usłyszałam o trzech miesiącach. A ja już jestem tutaj 24 (miesiące – red.). I chciałabym podkreślić to, że ten rak, to nie jest taki „zwykły” rak. Nie chciałabym „stopniować” raka i umniejszać komuś, kto choruje, bo każdy chory onkologicznie jest w swojej chorobie wyjątkowy, i jedyny, i należy mu się jak najlepsza pomoc i jak najlepsze wsparcie… Natomiast statystyki dotyczące tego „mojego raka” są druzgocące. Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Bo ponad 90 proc. ludzi chorujących na niego nie przeżywa pierwszego roku.
Żyjąc już prawie dwa lata jestem daleko, daleko poza statystykami.
O jakim raku mówimy?
To jest rak dróg żółciowych, cholangiocarcinoma. I to jest o tyle zabawne w mojej sytuacji, że na tego raka chorują osoby starsze, zazwyczaj płci męskiej, zazwyczaj obciążone wirusami hepatotropowymi, czyli na przykład HCV.
A ja nigdy nie byłam w grupie ryzyka tego raka. Nigdy nie powinnam na niego zachorować. To było wręcz niemożliwe.
Kiedy ta diagnoza się dokonywała i kiedy te wszystkie klocki były po kolei układane, każdy lekarz po drodze, którego spotykałam, nie dowierzał w to, co widzi. Również ci, którzy spotkałam już później. Którzy mnie operowali, którzy doprowadzili do tego, że jestem tutaj. Również oni nie mieli doświadczenia z tak młodą osobą z tak zaawansowanym procesem i z tym właśnie rakiem. To był ewenement na bardzo dużą skalę.
(…)
Kiedy wchodziłam do gabinetu pytano o to, „gdzie jest ten chory”. Bo biorąc pod uwagę to, jak wyglądały moje badania i przede wszystkim moje skany, ci ludzie myśleli, że ja jestem umierająca, a ja wchodziłam tak jak teraz, tak jak dziś, zupełnie nie czując nic, nie skarżąc się na żadne objawy.
Słuchanie podcastu i czytanie całości treści w dniu premiery nowego odcinka dostępne jest jedynie dla stałych Czytelników „WPROST PREMIUM”. Zapraszamy.
Odcinek dostępny jest w ramach promocji:
Podcast powstaje we współpracy ze Studiem Plac.
Bo objawów nie było. Po prostu poszłaś zrobić sobie USG, będąc w szpitalu na dyżurze.
Moja mama chorowała raka, na szczęście została wyleczona, ale ja gdzieś tam z tyłu głowy profilaktykę miałam zawsze.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.