Pierwsza impreza w historii naszego kraju, o której pamiętamy (nie ma pewności czy aby na pewno pierwsza, bo – jak wiadomo – w przypadku imprez nie zawsze wszystko się pamięta…) to postrzyżyny syna Piasta Kołodzieja i jego żony Rzepichy, tego, od którego wzięła się dynastia Piastów. Wiem, że wszyscy wiecie, czym są te całe postrzyżyny, bo przecież głupio się przyznać, że ktoś nie kojarzy. Pozwólcie jednak, że w kilku zdaniach przypomnę, czym one są.
Wy wiecie, dlatego załóżmy, że wyjaśnię to sam sobie… Postrzyżyny były obrzędem obecnym w czasach i w kulturze Słowian. W dużym skrócie polegał on na tym, że gdy chłopiec kończył siedem lat, odbywała się uroczystość. Ojciec lub ktoś inny, jeśli nie miał ojca (a przypominam, że wtedy kwestia testów na ojcostwo dość mocno kulała…), obcinał mu włosy i nadawał imię. To miał być symbol odcięcia od dotychczasowego życia pod opieką matki i przejścia pod skrzydła ojca, a do tego osiągnięcie pełni praw w rodzinnej wspólnocie.
Z jednej strony dziwny to musiał być rytuał. Uroczyste obcięcie włosów? Co tu celebrować?! Ba! Z dzisiejszej perspektywy trudno sobie wyobrazić, gdy ktokolwiek z nas chciałby coś takiego świętować. No, szaleństwo jakieś. Jednak gdy tak sobie już człowiek nieco głębiej pomyśli, to dojdzie do wniosku, że ci nasi przodkowie wcale tak źle nie mieli. Przecież zawsze mogło być gorzej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.