Manifestacja rozpocznie się o godzinie 12:00 przy skrzyżowaniu ulic Wiejskiej i Matejki, skąd demonstranci przejdą Alejami Ujazdowskimi w stronę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Przemarsz zaplanowany jest do godziny 16:00, jednak jego skutki mogą być odczuwalne znacznie dłużej.
Protest hutników w Warszawie. Gdzie utrudnienia w stolicy?
Warszawski ratusz zapowiedział zmiany w komunikacji miejskiej – jeśli przejazd Alejami Ujazdowskimi i ulicą Piękną będzie niemożliwy, autobusy linii 107, 116, 118, 159, 166, 180 i 503 zostaną skierowane na objazdy. Wówczas przystanki napotkane jako pierwsze będą traktowane jako stałe, a kolejne – jako przystanki „na żądanie”. Kierowcy muszą się przygotować na duże korki i zmiany w organizacji ruchu w rejonie Sejmu i Kancelarii Premiera.
Dlaczego hutnicy wyszli na ulice?
Manifestacja zorganizowana została przez środowiska hutnicze i związki zawodowe w odpowiedzi na dramatyczną sytuację branży stalowej w Polsce. Protestujący otwarcie mówią o postępującej zapaści.
– Hutnictwo jest wygaszane, mówiąc 'po hutniczemu'. To nie tak, że ta sytuacja powstała obecnie, ona się pogarsza od lat – powiedział jeden z uczestników przygotowujący się do drogi w Dąbrowie Górniczej, którego cytuje radio RMF FM.
Główne zarzuty dotyczą gwałtownego wzrostu kosztów działalności, zwłaszcza energii elektrycznej, oraz skutków polityki klimatycznej Unii Europejskiej, w tym Zielonego Ładu i systemu handlu emisjami CO₂ (EU ETS).
– Nie jesteśmy w stanie z nimi konkurować, bo nasze instalacje są obłożone podatkami, wynikającymi z Zielonego Ładu – dodaje inny z uczestników.
Skala i mobilizacja
Według organizatorów, do Warszawy przyjechało około 5 tysięcy hutników z całej Polski. Autokary z protestującymi wyruszyły m.in. z Katowic, Zawiercia, Częstochowy, Rudy Śląskiej i Dąbrowy Górniczej. To największy tego typu protest od lat, którego skala pokazuje, jak duże jest niezadowolenie wśród pracowników sektora przemysłu ciężkiego.
Do manifestacji dołączają pracownicy innych branż energochłonnych – górnicy, energetycy, chemicy. Protest hutników wsparły także inne grupy pracownicze. Do Warszawy przybyli m.in. związkowcy z bełchatowskiej kopalni i elektrowni, którzy podzielają obawy hutników.
Czego domagają się protestujący?
Postulaty hutników są konkretne: domagają się ustalenia maksymalnej ceny energii elektrycznej dla przemysłu energochłonnego na poziomie 60 euro za megawatogodzinę. Podkreślają, że obecne ceny uniemożliwiają konkurencję z hutami z krajów, w których nie obowiązują podobne obciążenia środowiskowe.
Kolejny postulat dotyczy gruntownej rewizji Zielonego Ładu i systemu ETS. Zdaniem związkowców, polityka klimatyczna Unii Europejskiej zagraża bytom przemysłowym i destabilizuje całe regiony gospodarcze. Domagają się też skutecznej ochrony rynku przed importem stali z państw trzecich, w tym Turcji, Chin czy Indii, gdzie produkcja nie podlega tak surowym normom.
Protestujący chcą również przebudowy systemu rekompensat dla firm energochłonnych oraz uregulowania rynku złomu stalowego. Brak jasnych zasad handlu i eksportu złomu sprawia, że polskie huty mają problem z dostępem do podstawowego surowca.
Reakcje w Europie
Sprawa sytuacji europejskiego hutnictwa nie dotyczy wyłącznie Polski. W Unii trwają protesty i debaty o przyszłości przemysłu stalowego, który zmaga się z podobnymi problemami. Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Stéphane Séjourné ogłosił niedawno, że KE planuje ograniczyć import stali, by chronić własnych producentów.
„To priorytet numer jeden: Musimy chronić nasze huty przed nieuczciwą zagraniczną konkurencją – niezależnie od tego, skąd ona pochodzi” – zapowiedział Séjourné.
W Brukseli również odbyła się niedawno demonstracja hutników, zorganizowana z udziałem polskich związków zawodowych.
Branża na rozdrożu
Sytuacja polskiego hutnictwa od dawna budzi niepokój ekspertów. Według danych z 2024 roku, produkcja stali w Polsce spadła o 20% w stosunku do roku poprzedniego, a zatrudnienie w sektorze skurczyło się o ponad 4 tysiące etatów. Największe zakłady, w tym Huta Pokój, Huta Częstochowa czy ArcelorMittal w Krakowie, od lat notują straty, ograniczają produkcję i redukują zatrudnienie. Branża zatrudnia bezpośrednio około 24 tysiące osób, a pośrednio utrzymuje nawet 200 tysięcy miejsc pracy.
Związki zawodowe ostrzegają, że bez radykalnych działań rządu i Unii Europejskiej sektor stalowy w Polsce może zniknąć, a jego miejsce zajmą importerzy z Azji. W ocenie protestujących, czas na kompromisy się skończył – teraz potrzebne są konkretne decyzje chroniące przemysł i jego pracowników.
Czytaj też:Przegrał wybory prezydenckie w Rumunii. Chce ponownego ich unieważnienia
Czytaj też:
Okupowali sztab Trzaskowskiego. Nastąpił nagły zwrot