Rafał Brzoska dla „Wprost” o deregulacji: Następnego dnia chciałem odrzucić tę rękawicę

Rafał Brzoska dla „Wprost” o deregulacji: Następnego dnia chciałem odrzucić tę rękawicę

Rafał Brzoska
Rafał Brzoska Źródło: Wprost
– To nie było zażenowanie, tylko przerażenie. Poznałem taką skalę absurdów polskiego państwa, że uznałem to za misję samobójczą – mówi Rafał Brzoska. – Teraz wszystko w rękach polityków. To nie ja siedzę w parlamencie. To nie ja głosuję czy podpisuję ustawy. Społeczeństwo oceni, kto na serio mówił o deregulacji, a kto robił sobie z niej tylko kwiatek do kożucha – dodaje prezes InPostu, twórca inicjatywy SprawdzaMY i jeden z najbogatszych Polaków.

Szymon Krawiec: Wtedy, w lutym, na giełdzie wydarzył się cud, że premier zwrócił się do biznesu?

Rafał Brzoska: Rząd wówczas uświadomił sobie, że gospodarkę trzeba deregulować. Myślę, że to pewnie było i tak o rok za późno. Świat nam ucieka, a przeregulowana Polska i Unia Europejska nie pomagają w dogonieniu Azji i Ameryki. Ale oczywiście lepiej późno niż wcale. Wiele krajów Europy nadal się nie obudziło.

Jak premier zaproponował panu tę misję, to pan się wtedy zaśmiał. To był śmiech ze szczęścia czy trochę z zażenowania, że właściwie ma pan wyręczać rząd z ich roli?

Nie zażenowanie, ale przerażenie. Następnego dnia chciałem odrzucić tę rękawicę, widząc skalę wyzwania. Jednak dzięki temu, że już w ciągu pierwszych 24 godzin udało nam się zmobilizować ludzi i poznać pierwsze zgłoszenia, nabrałem wiary w ten projekt. Tydzień po wydarzeniu na giełdzie było już zdecydowanie łatwiej, ale przez pierwsze dni naprawdę myślałem, żeby z tego zrezygnować. Poznałem taką skalę absurdów polskiego państwa, że uznałem to za misję samobójczą.

Było warto?

Pomysł zyskał akceptację ponad politycznymi podziałami – mamy jako inicjatywa społeczna SprawdzaMY poparcie wszystkich klubów parlamentarnych.

Problem z przeregulowaniem, a często po prostu z głupimi przepisami, dotyka każdego z nas, nie tylko przedsiębiorców, ale także dzieci, seniorów i całe rodziny.

Deregulacja w moim wykonaniu skupiała się w pierwszej kolejności na zwykłych obywatelach oraz małych i średnich firmach, które generują ponad 70 proc. polskiego PKB. To one działają w najtrudniejszym, przeregulowanym środowisku legislacyjnym. Uznałem, że ma to sens, bo pozytywnie wpłynie na życie wszystkich, zaczynając od osób z niepełnosprawnościami po właścicieli pojazdów, bo kto z nas nie stał w długiej kolejce z blachami, żeby zarejestrować samochód?

Spośród tych setek absurdów był jakiś, który zaszokował najbardziej?

Napływały falami. Przez pierwsze dwa tygodnie bardzo negatywnie zaskakiwało mnie podejście państwa do osób z niepełnosprawnościami – obecny sposób orzekania o niepełnosprawności uwłacza ludzkiej godności. W kolejnej fali były procedury adopcyjne – ta cała papierologia i biurokracja. Zamiast jak najszybciej ułatwić rodzicom i dzieciom uzyskanie spokojnego, wspaniałego domu, państwo chce decydować za nich. Kwestia zmiany nazwiska po rozwodzie to kolejny absurd. Jesteśmy zmuszani tłumaczyć się urzędnikowi, dlaczego rozwiedziony małżonek chce wrócić do dawnego nazwiska.

Takich przykładów można by wymieniać bez końca. Przeszliśmy przez tysiąc propozycji. Już ponad 400 przekazaliśmy stronie rządowej.

Absurd goni absurd.

Niektóre propozycje są z kolei stricte rozwojowe – trudno mówić o deregulacji rynku kryptowalut, skoro on się ciągle zmienia. Podobnie jest z tak zwanym gold-platingiem. Legislatorzy powinni się wstydzić, że dokładają tyle nowych przepisów do czasem prostych unijnych dyrektyw.

Przy samej deregulacji na etapie przygotowywania projektów udało nam się uniknąć największego zagrożenia, czyli lobbystycznych wrzutek różnych środowisk. Ale teraz wszystko w rękach polityków. To nie ja siedzę w parlamencie. To nie ja głosuję czy podpisuję ustawy. Społeczeństwo oceni, kto na serio mówił o deregulacji, a kto robił sobie z niej kwiatek do kożucha. Wierzę w zbiorową mądrość wszystkich posłów i senatorów.

Z nowym prezydentem się uda? Podpisze się pod waszymi propozycjami?

Jestem przekonany, że pan prezydent po prostu dotrzyma słowa. Miałem okazję zadać mu to pytanie podczas jednej z debat telewizyjnych przed wyborami i  jasno wtedy opowiedział się za deregulacją. Jestem przekonany, że ta deklaracja, wypowiedziana na oczach milionów Polaków, była złożona dlatego, że pan prezydent rzeczywiście tak myśli.

My będziemy deregulować, mówić o domniemaniu niewinności podatnika, a pracownicy administracji państwowej nic sobie z tego nie będą robić, bo staną po stronie swojego pracodawcy, czyli państwa. Realny scenariusz?

Myślę, że w tej materii doszło do przełamania. Zauważyłem, że pracownicy administracji z dużą życzliwością spoglądali na to, co robimy, jak to robimy i ile osób to popiera. Pojawiła się wręcz odwrotna tendencja – to sami urzędnicy zgłaszali się do nas z pomysłami. Oni też widzą nieżyciowość niektórych przepisów, a przecież na końcu to na nich spoczywa wykonanie tego legislacyjnego bałaganu. Dotyka ich to bezpośrednio. Zadajmy więc sobie pytanie – jaki jest sens utrzymywania niektórych absurdów?

Kiedy mówił pan, że z końcem maja kończy się pana misja w zespole deregulacyjnym, rzucił pan jeszcze, że polskie przepisy są bardziej korzystne dla zagranicznych korporacji niż naszych firm. Trochę tak to zabrzmiało, że nie ma co zmieniać, bo zagranicznym koncernom i tak zawsze będzie u nas lepiej.

Trochę przeinaczono moją wypowiedź. Wyraźnie podkreślałem, że deregulacja jest również po to, żeby poprawiać sytuację polskich przedsiębiorstw w starciu z zagranicznymi koncernami. Nie może być tak, że gigantyczne środki budżetowe na obronność trafiają wyłącznie do zagranicznych, a nie polskich podmiotów. Mówiłem też o tym, że nie można represyjnie traktować polskich firm w procesach podatkowych, a jednocześnie przymykać oka na to, że zachodnie koncerny, jak na przykład DHL, notorycznie unikają płacenia proporcjonalnych do zysków podatków w krajach, gdzie prowadzą działalność. Natomiast okazuje się, że ich podatek odprowadzany w Niemczech jest wysoki, ale zasila niemiecki, a nie polski budżet. Ktoś, kto tego nie widzi, jest albo ślepy, albo nie chce tego widzieć. Tym bardziej powinniśmy poprawiać funkcjonowanie przepisów, żeby ograniczyć tego typu praktyki, bo jako społeczeństwo i jako państwo tracimy na tym wszyscy.

Źródło: Wprost