Mieszkańcy Warszawy mogli zobaczyć w swoim mieście plakaty z wizerunkiem Romana Giertycha i napisem „będziesz siedział”. Z myślą o tych, którzy nie mieli okazji zobaczyć banerów na żywo, poseł KO zamieścił w mediach społecznościowych kilka zdjęć. O akcję oskarżył przeciwników politycznych z Prawa i Sprawiedliwości.
Giertych reaguje na akcję z plakatami
„PiS dzisiaj rozwiesił w stolicy kilkaset takich banerów. Pisowcy mili! Czy moglibyście w przyszłości zmienić moje zdjęcie? Przecież wiecie, że zapuściłem trochę włosy. Poza tym czy znacie przysłowie (rebus nawet na poziom pisowca): »Indyk myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli«” – pisał polityk, wstawiając emoji indyka i siekiery w stosowne miejsca.
W sprawę wmieszał się jeszcze Krzysztof Stanowski, który w ostatnim czasie bardzo polubił słowne przepychanki z posłem Giertychem. „Panie Romanie, ktoś musi to wreszcie panu powiedzieć. Bez grzywki korzystniej” – napisał, drwiąc z polityka.
Giertych nie odczyta komentarza Stanowskiego?
Nie wiadomo jedynie, czy do posła dotrze ta ostatnia uwaga. W maju oświadczył bowiem, że blokuje dziennikarza za wulgarne słownictwo. „Panie Krzysztofie Stanowski, zaczynam się martwić. Już 9:30, a pan nic o mnie nie napisał? Coś się dzieje?” – zaczepił Giertych dziennikarza. „Po prostu dziś mam pana w du**e” – reagował wówczas Krzysztof Stanowski.
„Natomiast za wyzwisko jest u mnie ban. Taką mam zasadę i jej dla pana nie złamię” – odpowiadał Giertych. „Żałuję, bo lubiłem konwersacje na X z panem Stanowskim, ale wulgarne wyzwiska zawsze u mnie kończą się banem. I dla Stanowskiego tej zasady nie zmienię. Rozumiem gorycz porażki, którą przeżywa, sam kiedyś przegrywałem wybory, ale to go nie usprawiedliwia, aby mnie wyzywać” – podsumował adwokat.
