Sylwia Borowska: Czy lepiej budzić się w Waszyngtonie czy Warszawie?
Joanna Kurska: W Waszyngtonie, bo mamy prawie 300 dni słonecznych w roku. A ja kocham słońce. Tutejsza szerokość geograficzna jest podobna do tej, na której leży Sycylia. Dzisiaj co prawda o poranku padał deszcz, ale jest ciepło.
Jestem tutaj faktycznie szczęśliwa. Odwiozłam Anię do przedszkola, przy czym zajęło mi to 15 minut, bo tutaj działa system drop off, trochę podobny do Drive Thru McDonalda. Podjeżdżam przed szkołę, nie wyłączam nawet silnika samochodu, nauczyciel podchodzi, aby Anię odbierać i odjeżdżam.
Wszystko odbywa się sprawnie i bez zbędnego stresu.
Mój poranek był wyjątkowo udany, bo spotkałam się na śniadaniu z mamami dzieci z klasy syna. Filip jest uczniem high school, czyli amerykańskiego liceum.
Czy opisane scenki nie pochodzą przypadkiem z popularnego serialu „Desperate Housewifes”?
Chwilami moje życie tutaj może tak wyglądać (śmiech). Wtopiłam się już w rzeczywistość i po prawie trzech latach czuję, jak klasyczna „American Mom”. Byłam nowa, ale sąsiedzi i rodzice dzieci ze szkoły syna przyjęli mnie ciepło, a od kiedy zostałam tutaj sama z dwójką dzieci, mogę na nich liczyć. Spotykam się z serdecznością, uśmiechem i przyzwyczaiłam się do tego, że ktoś pyta mnie, jak się czuję dzisiaj i czy może mi w czymś pomóc?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
