Milczanowski uniewinniony

Milczanowski uniewinniony

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. PAP/Paweł Supernak 
Andrzej Milczanowski naruszył tajemnicę państwową, ale działał w stanie wyższej konieczności, w imię interesu państwa - uznał sąd i uniewinnił b.o szefa MSW, oskarżonego w związku ze sprawą rzekomego szpiegostwa ówczesnego premiera Józefa Oleksego. Nie zgadzam się z wyrokiem - mówi b. szef rządu.

Oleksy, który po wystąpieniu Milczanowskiego w Sejmie, podał się do dymisji, w poniedziałek wieczorem zapowiedział w TVN24, że złoży apelację od wyroku, który "potępia i krytykuje". Powtarzał, że prokuratura zarzuciła Milczanowskiemu "12 ciężkich przestępstw", z których większość się przedawniła, więc nie jest tak, jak mówi b. szef MSW, że został całkowicie oczyszczony, bo w istocie "wymknął się wymiarowi sprawiedliwości".

Sam Milczanowski mówił po wyroku, że po 13 latach doczekał się sprawiedliwości. W TVN24 podkreślał, że Oleksy myli się mówiąc o 12 zarzutach, bo były cztery. Oświadczył, że nie widzi "powodów", by przepraszać Oleksego. "Spełniłem swą trudną urzędową powinność" - mówił dodając, że dziś w podobnej sytuacji zrobiłby tak samo.

Sąd Okręgowy w Warszawie uznał w poniedziałek, że Milczanowski, przekazując w 1995 r. informacje operacyjne w sprawie rzekomej współpracy Oleksego z obcym wywiadem, znajdował się w sytuacji wyjątkowej i dobro niższej wartości - tajemnicę państwową - poświęcił dla dobra wyższego - interesu państwa. Milczanowskiemu groziło do 5 lat więzienia.

"Jestem szczęśliwy, że doczekałem się sprawiedliwego wyroku" - powiedział po jego ogłoszeniu Milczanowski. Były szef MSW, który w trakcie procesu mówił, że wypełniał swój obowiązek i dziś postąpiłby tak samo, dodał, że "służba to służba, trzeba sobie zdawać sprawę z pewnych niekorzystnych konsekwencji".

"Miałem podstawy skierować do prokuratury wojskowej zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a prokuratura przecież wszczęła śledztwo, a śledztwo wszczyna się wtedy, kiedy istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa" - powiedział Milczanowski. "Czekałem długo, ale doczekałem się sprawiedliwości" - zakończył Milczanowski, zaznaczając, że "w pozostałym zakresie" -  czy Olin istniał i kim był - nie będzie się wypowiadał.

"Nie zgadzam się z tym wyrokiem i krytykuję ten wyrok" - powiedział w poniedziałek PAP Oleksy, który w procesie był oskarżycielem posiłkowym. "Stan wyżej konieczności to jest pojęcie względne" - ocenił b. szef rządu.

Oleksy przypomniał, że w 1995 roku, na krótko przed wystąpieniem Milczanowskiego w Sejmie, proponował ówczesnemu prezydentowi Lechowi Wałęsie zwołanie Komitetu Obrony Kraju, który miał prawo rozpatrywać sprawy bezpieczeństwa państwa. "Lech Wałęsa i Andrzej Milczanowski odmówili, nie wiem, w imię jakiej racji" - podkreślił b. szef rządu.

"Tak powinno być, on wykonywał polecenie. Jeśli już w tej sprawie byłby ktoś winien, to bardziej ja. Bo ja, kiedy się dowiedziałem, zrobiłem wszystko, by zostało to wykonane zgodnie z prawem. A prawo mówiło w tamtym czasie jednoznacznie: kto dowie się o podobnej sytuacji, jeśli nie zgłosi, będzie obwiniony. Później tylko powiedziałem, że będę pilnował, czy postępujecie zgodnie z prawem" - powiedział w poniedziałek PAP Wałęsa, komentując wyrok.

"Wyrok pokazuje olbrzymią uznaniowość sądu, to nie jest dobry wyrok" - ocenia Marek Siwiec, w 1995 r. bliski współpracownik prezydenta-elekta Aleksandra Kwaśniewskiego, późniejszy szef BBN. Uważa on, że od sądów oczekuje się sprawiedliwości, a - jak zaznaczył - po tym orzeczeniu widać, że "sprawiedliwość jest jednak czymś bardzo subiektywnym, związanym z jakimś osobistym odczuciem".

Sądowe rozstrzygnięcie za trafne uznaje prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Polskie sądy częściej powinny sięgać po takie instytucje jak uwzględniony w tym procesie stan wyższej konieczności - uważa prawnik.

"W tym wypadku, jak się zważy dobra, które poświęcił i które chronił Milczanowski, no to wychodzi nam, że działał w warunkach stanu wyższej konieczności, bo był konflikt wartości, był konflikt norm. Z jednej strony, obligowano go do ujawnienia informacji, a z drugiej strony, Milczanowski wiedział, że te informacje objęte są tajnością" - powiedział prof. Hołda. "Na tym właśnie polega działanie w stanie wyższej konieczności, podobnie jak w obronie koniecznej, że się coś poświęca za coś" - wyjaśnił.

Milczanowskiego (obecnie notariusza w Szczecinie) prokuratura oskarżyła, że 21 grudnia 1995 r. z trybuny Sejmu, jako szef MSW, ujawnił tajemnicę państwową mówiąc, iż premier Oleksy był źródłem informacji dla wywiadu ZSRR, a później Rosji - m.in. podczas kontaktów z oficerem KGB Władimirem Ałganowem. Ponadto, że "bezprawnie powiadomił" o zarzutach wobec Oleksego m.in. ówczesnego prezydenta-elekta Aleksandra Kwaśniewskiego, marszałków Sejmu i Senatu oraz ministra spraw zagranicznych.

Sprawa rzekomego szpiegostwa, ujawniona na kilka dni przed końcem kadencji prezydenta Lecha Wałęsy, wywołała wielki kryzys polityczny. Oleksy nazwał sprawę prowokacją, bo MSW sugerowało za kulisami jego odejście z urzędu premiera. Zaprzeczył, by był agentem, choć przyznał, że "biesiadował" z Ałganowem. Na początku 1996 r. Oleksy podał się do dymisji, gdy prokuratura wojskowa wszczęła śledztwo w jego sprawie, o co 19 grudnia 1995 r. wniósł Milczanowski. W kwietniu 1996 r. śledztwo umorzono z powodu niestwierdzenia przestępstwa szpiegostwa. Prokuratura podkreśliła, że materiały zebrane przez UOP nt. Oleksego można traktować "wyłącznie jako poszlaki". Do dziś nie wiadomo, kto był agentem KGB o kryptonimie Olin.

ab, ss, pap