W niedzielnych wyborach do Izby Reprezentantów, niższej izby białoruskiego parlamentu, 100 miejsc przypadło kandydatom obozu władzy. Do obsadzenia pozostało jeszcze 10 miejsc - podała Centralna Komisja Wyborcza (CKW) po przeliczeniu niemal wszystkich kart do głosowania.
CKW potwierdziła, że do parlamentu nie wszedł dotąd żaden kandydat opozycji. Na ponad 270 ubiegających się o mandat było 78 kandydatów opozycji.
Według eksperta z organizacji, która zajmuje się m.in. monitorowaniem przestrzegania praw człowieka na Białorusi, gdyby do parlamentu dostało się kilku przedstawicieli opozycji, wybory "i tak byłyby fikcją". Mimo to - jak dodał Pisula - mogłyby zostać uznane przez UE czy OBWE. "Teraz tego zrobić nie można" - podkreślił.
Zdaniem Pisuli, "farsą" była już sama kampania wyborcza przed wyborami. Jak dodał, świadczy o tym brak reprezentantów opozycji w komisjach wyborczych, którzy stanowili - jak ocenił - mniej niż 1 proc. wszystkich ich członków. "Mimo to były sygnały z UE i OBWE o gotowości uznania wyborów" - zaznaczył.
Pytanym, dlaczego prezydent Aleksander Łukaszenko nie zdecydował się na dopuszczenie do Izby Reprezentantów chociażby kilku przedstawicieli opozycji, co i tak nie zmieniłoby układu w parlamencie, ekspert stwierdził, że nawet tak mała grupa mogłaby mu zagrozić. "Pierwszy raz Łukaszenka przyznałby przed obywatelami, że jest jakaś opozycja wobec niego" - podkreślił.
Ekspert dodał, że w parlamencie są już różne frakcje w ramach obozu rządzącego, które "uchodzą za antyreżimowe".
Pisula podkreślił, że polityka UE i Polski wobec Białorusi nie powinna ulec zmianie. "Trzeba nadal mobilizować Łukaszenkę, aby otwierał się na Zachód" - ocenił.
Zastrzegł jednak, że nie można premiować białoruskiego reżimu za brak reform demokratycznych. "Tylko jeżeli białoruskie władze będą działać w kierunku liberalizacji, trzeba je nagradzać, np. stopniowo znosząc sankcje" - podkreślił.
Pisula ocenił, że kluczowa dla demokratycznych przemian na Białorusi będzie swobodna działalność wolnych mediów w tym kraju. Jego zdaniem, ich funkcjonowanie powinno być szczególnie wspierane przez UE i Polskę.
"Jeżeli nie dojdzie do sytuacji, w której przeciętny Białorusin będzie miał informacje na temat tego co się dzieje w jego kraju i za granicą, tak długo opozycja nie będzie miała szans na dobry wynik wyborczy" - stwierdził.
"To byłby najgorszy scenariusz, gdyby uznano wybory w sytuacji, kiedy Białorusini tak naprawdę nie wiedzieli kogo wybrać" - podsumował.
ND, PAP