Klich: akcja w Nangar Khel była błedem, ale nie działaniem kryminalnym

Klich: akcja w Nangar Khel była błedem, ale nie działaniem kryminalnym

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szef MON Bogdan Klich powiedział w środę, że podziela opinię amerykańskiego dowódcy płk. Martina Schuitzera, iż akcja polskich żołnierzy pod Nangar Khel to błąd, a nie działanie kryminalne.

Zeznając przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie minister przypomniał, że przekonanie takie pułkownik wyraził podczas rozmowy z nim 21 grudnia 2007 r. w bazie Sharana w Afganistanie.

Klich zeznał, że tak jak to wtedy relacjonował, pułkownik ocenił, iż wojskom amerykańskim co miesiąc zdarzają się dwa - trzy podobne incydenty, podczas gdy polscy żołnierze odnotowali zaledwie jeden w ciągu 10 miesięcy.

"Zachowajmy proporcję, miejmy jasność, co do tego, że tragiczne błędy - żeby użyć terminologii płk. Schuitzera - zdarzają się, bo wojsko wykonuje misję bojową, a nie jest tylko od rozdawania pomocy humanitarnej" - podkreślał Klich w rozmowie z PAP w Afganistanie zimą 2007 r. po spotkaniu z pułkownikiem.

Minister zeznał w środę, że "pułkownik poinformował go, iż w jego ocenie zdarzenie nie było działaniem kryminalnym tylko błędem; użył angielskiego określenia +mistake+". "Osobiście ten punkt widzenia podzielam" - powiedział dziennikarzom Klich.

Pytany na jakiej, jego zdaniem, podstawie amerykański dowódca mógł określić zajście jako błąd, Klich powiedział, że "wydaje mu się, iż opierając się o standardy wspólne dla całego kontyngentu". "Nie mam na myśli systemów prawnych obowiązujących w Polsce i USA, ale zasady użycia broni sił międzynarodowych" - dodał minister.

Klich przypomniał, że pułkownik wyraził gotowość złożenia zeznań. Jak podał, zachęcał ministerstwo sprawiedliwości by rozważyć przesłuchanie pułkownika, ale uzyskał informacje, że cała procedura trwałaby ok. ośmiu miesięcy. Dlatego - jak mówił - sam zgłosił się do prokuratury, by zrelacjonować słowa Schuitzera.

Schiutzer był 16 sierpnia 2007 r., kiedy doszło do tragedii, poza Afganistanem. Zdaniem Klicha jednak, znał sprawę od swoich współpracowników i z raportu.

"Pułkownik powiedział, że jego zdaniem, +ani Adam ani Marek nie są odpowiedzialni za tą akcję+. Zrozumiałem, że chodzi o dowódcę grupy bojowej płk. Adama Stręka i dowódcę kontyngentu gen. Marka Tomaszyckiego" - zeznał Klich.

Pytany czy pułkownik znał szczegóły akcji szef MON odparł, że "Schuitzer nie przedstawił informacji o zajściu, a wyłącznie dzielił się oceną sytuacji". "Miałem wrażenie, że wiedział o przebiegu zdarzenia" - dodał.

Szef MON mówił, że jego myślenie o sprawie było początkowo determinowane dwoma dokumentami. Pierwszy to notatka szefa SKW Antoniego Macierewicza z 20 sierpnia 2007 r., która "jednoznacznie przesądzała o winie naszych żołnierzy". Drugi dokument to notatka z 26 listopada 2007 r. przygotowana przez ówczesne kierownictwo żandarmerii wojskowej, która "była podobna w tonie".

Jak przekonywał, "zeznania Schuitzera zmieniły jego sposób myślenia o zdarzeniu".

Minister pytany przez sąd, czy zapoznał się z raportem komisji powołanej w Afganistanie decyzją Dowódcy Operacyjnego Sił Zbrojnych, która ustaliła m.in. że użycie broni było nieuzasadnione powiedział, że "nie pamięta".

"Nie jestem w stanie odtworzyć, czy udając się na rozmowę z płk. Schuitzerem miałem wiedzę co do jej ustaleń" - zeznał.

Klich poinformował, że zlecił Dowódcy Wojsk Lądowych powtórne przeprowadzenie testów z moździerzem typu LM-60, jakiego użyto do ostrzału wioski. Pierwszy nie wykazał nieprawidłowości, drugi unaocznił, że rozrzut może być większy aniżeli przewiduje to norma. "MON ma sprawozdanie z pierwszego i drugiego badania moździerza; w każdej chwili mogą być one udostępnione" - zapewnił.

Wskutek ostrzału z moździerza i wielkokalibrowego karabinu maszynowego w sierpniu 2007 z rąk polskich żołnierzy w okolicy wioski Nangar Khel w Afganistanie zginęło kilkoro cywili, w tym kobiety i dzieci.

Szef MON wyraził w środę w rozmowie z dziennikarzami przekonanie, że "niejasności wokół sprawy Nangar Khel szkodzą polskiej armii".

"Czas trwania tej sprawy bez ostatecznego werdyktu jest problemem dla polskiej armii, dla jej wizerunku, dla samopoczucia naszych żołnierzy uczestniczących w trudnych misjach zagranicznych" - ocenił minister. "Im szybciej będzie wydany werdykt, tym lepiej" - dodał.

Na ławie oskarżonych zasiada siedmiu żołnierzy: kpt. Olgierd C., ppor. Łukasz Bywalec "Bolec", chor. Andrzej Osiecki "Osa", plut. Tomasz Borysiewicz "Borys" i trzech starszych szeregowych: Damian Ligocki "Ligo", Jacek Janik "Dżej Dżej" i Robert Boksa "Bokser" (zgodzili się na ujawnienie danych - PAP).

Sześciu wojskowych jest oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi dożywocie, jeden o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - 25 lat więzienia. Żołnierze nie przyznają się do winy.

pap, keb