Kolejne nieprawidłowości w kopalni "Wujek-Śląsk"?

Kolejne nieprawidłowości w kopalni "Wujek-Śląsk"?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stan górników hospitalizowanych w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich "nie uległ radykalnemu pogorszeniu". - Wszyscy żyją. W najcięższym stanie jest górnik, który trafił do nas w nocy z innego szpitala. Cały czas jest nieprzytomny - relacjonował dyrektor Mariusz Nowak. W szpitalu przebywa już 19 górników - w nocy do placówki przewieziony został ranny z innego szpitala. Tymczasem kolejni świadkowie potwierdzają, że piątkowa tragedia w kopalni "Wujek", w której zginęło 12 osób, mogła być efektem manipulowania przy czujnikach badających poziom metanu w kopalni.
Dyrektor Nowak komentując stan zdrowia przebywających w szpitalu gorników stwierdził, że dopiero w niedzielę będzie można mówić bardziej szczegółowo o perspektywach ich leczenia. Jeszcze dzisiaj lekarze spotkają się z rodzinami poszkodowanych. - Będziemy więcej wiedzieć o każdym pacjencie. Jeśli będzie taka możlwość, pozwolimy rodzinom ich odwiedzić - mówił Nowak. - Oni się źle czują, trzeba dać im trochę czasu. Nie mogą mówić, nie widzą, bo mają tak duży obrzęk twarzy - dodał.

Zaniedbania w kopalni

Wczoraj TVN24 opublikował nagranie sporządzone przez jednego z pracowników kopalni, na którym widać, że poziom stężenia metanu w miejscu, gdzie doszło do wybuchu przekraczał ponad czterokrotnie dopuszczalną normę. Autor nagrania wyjaśniał, że dyrekcja kopalni, aby nie przerywać prac umieszczała czujniki stężenia metanu w wylotach powietrza, przez co ich wskazania były nieprecyzyjne. To właśnie nagłe zapalenie się tego gazu miało być powodem tragedii do jakiej doszło w kopalni. Mężczyzna informował o swoich spostrzeżeniach przełożonych, ale ci ignorowali jego ostrzeżenia. Górnik zgłosił więc sprawę do ABW.

Górnicy boją się mówić

Po pojawieniu się tych oskarżeń dyrekcja kopalni zaprzeczyła doniesieniom powołując się na wyniki kontroli przeprowadzonej przez Wyższy Urząd Górnictwa, która nie wykazała żadnych uchybień. O tym, że doniesienia te były fałszywe mówił też w piątek przybyły na miejsce tragedii premier Donald Tusk. Rzecz w tym, że zgodnie z prawem władze kopalni zostały wcześniej powiadomione o zamiarze przeprowadzenia kontroli.

Tymczasem dzisiejszy dziennik "Polska" dotarł do pracownika firmy zewnętrznej pracującej dla kopalni. - Pół roku temu mieliśmy wytransportować stamtąd zestawy kolejki spągowej. Nie zgodziliśmy się, bo stężenie metanu było tam przekroczone. To była bomba z opóźnionym zapłonem - mówi anonimowo. Górnicy pracujący w kopalni potwierdzają z kolei manipulowanie przy czujnikach metanometrycznych - wszyscy chcą jednak zachować anonimowość. Dziś śledztwo w sprawie tragedii w kopalni "Wujek" rozpocznie prokuratura.

TVN24, "Polska", arb