Na co komu komisja?

Na co komu komisja?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Komisja śledcza do zbadanie afery hazardowej, podobnie jak jej poprzedniczka, badająca aferę Rywina, nie zapobiegnie kolejnym nieprawidłowościom w tworzeniu prawa. Tu potrzebna jest wyspecjalizowana instytucja, odpowiedzialna za przygotowanie dobrych ustaw.
W związku z burzą jaką wywołała "afera hazardowa", ze względu na kaliber porównywana do afery Rywina, SLD i PiS coraz głośniej forsują pomysł powołania sejmowej komisji śledczej do jej zbadania. Oczywiście obu tym partiom nie chodzi o to, by, jak deklarują, dojść do prawdy lecz, by zrobić sobie przy okazji polityczny marketing i poprawić sondaże popularności kosztem Platformy Obywatelskiej. Nikt nawet nie zająknie się, by leczyć przyczyny, a nie skutki. Zarówno afera hazardowa, jak i afera Rywina mają bowiem jeden wspólny mianownik - osoby nieuprawnione mogły zakulisowo nanosić poprawki do ustaw. Dlatego nie potrzebujemy komisji śledczej, by ukrócić te praktyki, tylko radykalnych zmian w prawie, które ograniczą możliwość zakulisowych działań polityków.

Tak naprawdę nie wiadomo, kto tworzy polskie prawo i może dlatego jest ono tak fatalne i niezrozumiałe. Zanim ustawa wpłynie do Sejmu, mogą ją "poprawiać" rozmaici eksperci, politycy, ich asystenci, współpracownicy, konsultanci, urzędnicy, ministrowie itp. W tak ogromnej rzeszy ludzi z pewnością znajdą się "czarne owce", w najlepszym wypadku, jak określił to premier Donald Tusk, o "nieudolnej asertywności", które nie będą w stanie skutecznie odmówić rozmaitym grupom interesu, usiłującym wpływać na kształt jakiejś ustawy. Istnieje też ryzyko, że tym bardziej nie będą w stanie tego zrobić, jeśli te grupy zaproponują im jakąś formę wynagrodzenia. Aby zlikwidować ten mechanizm, warto powołać osobne ciało zajmujące się tworzeniem prawa i za nie odpowiedzialne.

Taka instytucja z  powodzeniem funkcjonuje w Szwajcarii i w Wielkiej Brytanii. To tzw. Rada Stanu, która tworzy przepisy prawne. Do niej klub parlamentarny, który chce zgłosić projekt ustawy, wysyła założenia, a wyspecjalizowani legislatorzy  z rady przekładają je na język prawa, dbając przy tym o to, by projekt był przejrzysty i czytelny, a każdy przepis niemożliwy do obejścia. Projekt trafia następnie pod obrady parlamentu, który może go przyjąć lub odrzucić. Takie rozwiązanie nie daje możliwości osobom postronnym usunięcia lub dopisania jakiegoś paragrafu. Wiadomo też, kto odpowiada za dany przepis. Dlatego "afera hazardowa" nie mogłaby się wydarzyć w Szwajcarii czy Wielkiej Brytanii, ponieważ nikt poza Radą Stanu nie miałby zmiany jakiegoś przepisu. A i rada nie mogłaby samodzielnie dokonać zmian, bo wiąże ją instrukcja klubu, który w razie czego ją rozliczy. Dzięki temu w tych krajach uchwalanych jest znacznie mniej ustaw, a te, które w końcu wejdą w życie są jasne i czytelne i nie stwarzają pola do nadużyć.