Podpisanie Lizbony "w samo południe"

Podpisanie Lizbony "w samo południe"

Dodano:   /  Zmieniono: 
W sobotę, w samo południe, w obecności najwyższych przedstawicieli UE, prezydent Lech Kaczyński podpisze akt ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego.

 

Zaproszenie na uroczystość w Pałacu Prezydenckim przyjęli szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, premier przewodniczącej obecnie UE Szwecji, Fredrik Reinfeldt, premier Donald Tusk, marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.

Nie będzie marszałka, ani szefów dyplomacji

Podczas uroczystości prawdopodobnie nie będzie marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. "Nie wiem, czy zdołam być u pana prezydenta, ze względu na to, że w ostatniej chwili przyszło zawiadomienie, z dnia na dzień. Zaproszenie przyszło dzisiaj, więc troszkę to jest rzadko spotykana forma. Mam pewne własne plany i nie jestem pewien, czy będę mógł być" - powiedział Komorowski dziennikarzom w Sejmie.

Jak dodał, dziwi go pomysł robienia wielkiej uroczystości. Według niego, miałaby ona sens, gdyby była zorganizowana wiele miesięcy temu, tuż po tym, gdy Sejm ratyfikował Traktat. "Pozostaje też problem, czy jest powód do wspólnej radości z tytułu utraconych szans, które by były przed Polską, gdyby pan prezydent nie zwlekał tak długo z podpisaniem Traktatu Lizbońskiego" - zaznaczył marszałek.

Zdaniem Komorowskiego, być może uroczystość u prezydenta byłaby okazją, aby zadać Lechowi Kaczyńskiemu pytanie, dlaczego pozytywnie reaguje na decyzje podejmowane przez inny naród, przez Irlandczyków, a nie reagował pozytywnie na wnioski przedstawicieli narodu polskiego, czyli posłów. "Tego nie jestem w stanie zrozumieć" - zaznaczył.

Podczas uroczystego podpisania aktu ratyfikacji zabraknie szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego i przewodniczącego komisji spraw zagranicznych Andrzeja Halickiego (PO).

Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski tłumacząc nieobecność Sikorskiego, również podkreślił, że zaproszenie przyszło dosyć późno, w czwartek późnym wieczorem. "A minister przyjmuje w weekend u siebie w Chobielinie ambasadora Wielkiej Brytanii" - tłumaczył.

Jak zaznaczył, w weekend w Bydgoszczy odbywa się impreza związana z organizowanymi tam regatami, z uczestnictwem ambasadora Wielkiej Brytanii. "Ponieważ to zaproszenie wpłynęło późno, minister nie może odwołać uczestnictwa swojego i ambasadora" - dodał Paszkowski.

Na uroczystości u prezydenta na pewno nie będzie też Halickiego, który poinformował, że w sobotę będzie za granicą.

Ważne, że będzie podpis

Jednym z przedstawicieli Sejmu na uroczystości będzie szef komisji ds. UE Stanisław Rakoczy (PSL). Do Pałacu Prezydenckiego zaproszeni zostali także dyplomaci akredytowani w Polsce.

Zdaniem premiera, który wybiera się do Pałacu, do zakończenia ratyfikacji Traktatu dochodzi "za późno", a ta zwłoka raczej przyniosła "straty niż korzyści, jeśli chodzi o naszą europejską grę". "Ale dobrze, że podpis w końcu jest" - powiedział Tusk w piątek. "Niezależnie od tego, jakimi emocjami żyje dziś w Polsce polityka, to wielki dzień dla Polski i Europy" - mówił Tusk, pytany, czy będzie na sobotniej ceremonii.

Jak zaznaczył, przyjmuje decyzję prezydenta o podpisaniu ratyfikacji Traktatu z Lizbony "z wielką ulgą", bo - jak podkreślił - "zaczynamy powoli rozmowę o tym, jak ma wyglądać Unia Europejska i miejsce Polski w Unii po Traktacie Lizbońskim". "Od dłuższego czasu ta pozycja w rozmowach nie była łatwiejsza przez to, że naszego podpisu nie było" - zaznaczył premier.

Z programu uroczystości wynika, że, oprócz Lecha Kaczyńskiego, głos zabierze także szef PE, premier Szwecji oraz szef Komisji Europejskiej.

Lech Kaczyński wielokrotnie zapowiadał, że podpisze akt ratyfikacji, jeśli Irlandczycy w ponownym referendum poprą Traktat Lizboński (w 2008 wyspiarze odrzucili Traktat), co nastąpiło w ubiegły piątek. W drugim referendum 67 proc. Irlandczyków opowiedziało się za Traktatem z Lizbony.

Po dokończeniu ratyfikacji przez Lecha Kaczyńskiego do wejścia w życie dokumentu będzie brakowało podpisu prezydenta Czech Vaclava Klausa. W piątek Klaus podczas spotkania z Jerzym Buskiem powiedział, że chce, by jego kraj otrzymał te same ograniczenia w stosowaniu dołączonej do Traktatu z Lizbony Karty Praw Podstawowych co Wielka Brytania i Polska. To jest jego warunek podpisania ratyfikacji Traktatu z Lizbony.

Buzek ma na ten temat rozmawiać w sobotę z przewodniczącym KE i premierem Szwecji. Aby reforma Wspólnoty mogła wejść w życie od 2010 roku, do grudnia musi się zakończyć procedura ratyfikacji przez wszystkie kraje.

Przywódcy państw UE podpisali Traktat Lizboński w grudniu 2007 r. Ma on usprawnić funkcjonowanie rozszerzonej UE dzięki uproszczonemu procesowi podejmowania decyzji i odejściu od prawa weta w około 40 dziedzinach. Traktat zakłada utworzenie stanowiska stałego przewodniczącego Rady Europejskiej oraz unijnej służby dyplomatycznej.

W Polsce w lutym 2008 r. rząd przyjął projekt ustawy o ratyfikacji Traktatu. Pod koniec lutego 2008 r. Sejm zdecydował, że ratyfikacja odbędzie się w drodze parlamentarnej - wcześniej toczyła się dyskusja, w której byli też zwolennicy ratyfikacji Traktatu w referendum.

W czasie prac sejmowych nad ratyfikacją doszło do ostrego sporu politycznego. Politycy PiS domagali się zabezpieczenia przepisów Traktatu w formie wynegocjowanej za czasów ich rządu. Chodziło m.in. o potwierdzenie prawa Polski do ograniczenia stosowania unijnej Karty Praw Podstawowych oraz zabezpieczenie korzystnego dla Polski kompromisu z Joaniny - dotyczącego sposobu podejmowania decyzji w UE. Politycy PiS chcieli też zapisu o konieczności uzyskania zgody prezydenta, rządu i parlamentu w sprawie ewentualnego odstąpienia od zapisów Traktatu Lizbońskiego dotyczących kompromisu z Joaniny i protokołu brytyjskiego do Karty Praw Podstawowych.

Przeciwne propozycjom PiS były PO i lewica. Rząd zapewniał, że nie ma zamiaru odstępować od zapisów Traktatu Lizbońskiego, co jednak nie przekonywało PiS. W obliczu narastającego konfliktu marszałek Sejmu zaproponował, jako kompromisowe rozwiązanie uchwałę, w której byłaby mowa o kwestiach podnoszonych przez PiS. Kiedy PiS odrzucił tę propozycję jako niewystarczającą, doszło do pata.

W sprawę włączył się prezydent, który spotykał się z szefami klubów, a także złożył w Sejmie własny projekt ustawy ratyfikacyjnej. Uwzględniał on podstawowe postulaty PiS, ale przez PO został oceniony, jako niekonstytucyjny. Złożenie tego projektu prezydent zapowiedział w wystąpieniu telewizyjnym, które miało niezwykłą oprawę - przeplatane było archiwalnymi zdjęciami ze szczytów UE w 2007 r., wykresami; pokazano także zdjęcia ze ślubu homoseksualistów i czarno-białą, przedwojenną mapę Polski. Ta forma prezydenckiego orędzia wywołała kolejną burzę na scenie politycznej.

Spór narastał, a premier Tusk oświadczył, że jeśli PiS zablokuje ratyfikację Traktatu w parlamencie - zorganizowane zostanie referendum. "Światełkiem w tunelu" stała się propozycja PiS, by "mechanizmy zabezpieczające" zapisy Traktatu zapisać w osobnej ustawie.

Przełom przyniosło spotkanie prezydenta i premiera, do którego doszło pod koniec marca w prezydenckiej rezydencji na Helu. Lech Kaczyński i Donald Tusk ustalili, że ustawa ratyfikacyjna zostanie uchwalona w wersji rządowej, po drugie że przyjęta zostanie uchwała zawierająca uwagi PiS, a po trzecie że znowelizowana zostanie ustawa dotycząca współpracy poszczególnych organów władzy w związku z członkostwem Polski w UE (tzw. ustawa kompetencyjna).

Po zawarciu kompromisu 1 kwietnia 2008 r. Sejm uchwalił ustawę upoważniającą prezydenta do ratyfikacji Traktatu z Lizbony, 2 kwietnia zgodę na ratyfikację wydał Senat. Prezydent podpisał ustawę ratyfikacyjną 10 kwietnia.

W połowie czerwca 2008 r. Irlandczycy odrzucili w pierwszym referendum Traktat z Lizbony. Premier Tusk opowiedział się za tym, by pomimo wyniku irlandzkiego referendum, pozostałe państwa UE - w tym Polska - ratyfikowały Traktat.

Natomiast prezydent oświadczył, że Polska nie będzie przeszkodą w ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, ale on podpisze akt ratyfikacji wtedy, gdy nie będzie to bezprzedmiotowe. A takim, zdaniem Lecha Kaczyńskiego, stała się ratyfikacja w obliczu odrzucenia traktatu przez Irlandczyków. Później prezydent wielokrotnie zapewniał, że podpisze akt ratyfikacji, jeśli Irlandczycy jednak poprą traktat - podkreślał, że trzeba szanować zasadę jednomyślności.

pap, keb