Agencja Rozwoju Problemów

Agencja Rozwoju Problemów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Już drugi raz w tym roku słyszymy o Agencji Rozwoju Przemysłu. I to w kontekście skandalu. Siedem miesięcy temu o agencji było głośno za sprawą kontraktu, który podpisała ona z firmą związaną z senatorem PO, Tomaszem Misiakiem. Podobnie jak wówczas, tak i teraz, agencją zajęło się CBA.
Taki rozwój wydarzeń każe postawić fundamentalne pytanie o sens istnienia instytucji zwanej Agencją Rozwoju Przemysłu. Z nazwy wynika, że ma się ona zajmować "rozwojem przemysłu" czyli… tak naprawdę wszystkim i niczym. I tu właśnie tkwi problem. Powstało bowiem ciało którego kompetencje są tak szerokie, że mogą się w nich zmieścić każde, nawet najbardziej absurdalne działania. Wiosną tego roku agencja miała udzielić pomocy zwalnianym stoczniowcom, organizując dla nich szkolenia. Tak się złożyło, że za tę pomoc zapłaciła (z państwowej kasy) spółce związanej z senatorem PO Tomaszem Misiakiem. Teraz okazuje się, że działania na rzecz "rozwoju przemysłu" stoczniowego polegały na "ustawieniu" przetargu na majątek tych stoczni. Niewiele wiadomo o kulisach innych inicjatyw ARP w ramach "rozwoju przemysłu", można jednak podejrzewać, że i one mogły przebiegać podobnie.

Tymczasem nie od dziś wiadomo, że przemysł (lekki, ciężki i każdy inny) rozwija się najlepiej wtedy, kiedy państwo mu nie przeszkadza, zaś najlepszym hamulcem dla przedsiębiorstw, jak już w XIX wieku zauważył Alexis de Tocqueville, jest właśnie ingerencja państwa. W przypadku stoczni jest ona podwójnie szkodliwa, bo na dodatek marnuje ogromne ilości państwowych pieniędzy.

Działania Agencji Rozwoju Przemysłu w związku ze stoczniami powinny być zbadane przez prokuraturę, a winni ukarani. Przede wszystkim powinny one doprowadzić do likwidacji samej ARP jako instytucji nie tylko niepotrzebnej, lecz wręcz szkodliwej dla rozwoju przemysłu.