Komisja ds. Olewnika przesłuchała kolejnego prokuratora

Komisja ds. Olewnika przesłuchała kolejnego prokuratora

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prokurator Urszula Mirończuk ze stołecznej prokuratury rejonowej przekonywała sejmową komisję śledczą ds. Krzysztofa Olewnika, że prawidłowa była jej decyzja z 2004 r., gdy po trzymiesięcznym śledztwie umorzyła sprawę kradzieży policyjnego samochodu z aktami śledztwa ws. Olewnika.
W trakcie przesłuchania okazało się, że prok. Mirończuk nie znała nawet anonimu, który po kradzieży samochodu otrzymał Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa. Napisano w nim, że samochód z aktami "musiał zginąć". Było to tuż po zatrzymaniu przez prokuraturę Sławomira Kościuka, jednego z porywaczy Olewnika, który jednak został zwolniony do domu bez postawienia zarzutów. Kolejnym błędem w śledztwie było, że policja zamiast obserwować zwolnionego, zorganizowała obserwację jego brata, nie mającego nic wspólnego ze sprawą.

Skradzione akta

Prok. Mirończuk zeznała, że nie wiedziała nic o anonimie. Śledztwo po trzech miesiącach prowadzenia umorzyła uznając, że policjanci, którym powierzono nadzór nad prokuratorskimi aktami, "nieumyślnie nie dopełnili obowiązku" ich pilnowania. - Pani potraktowała tę sprawę jak zwykłą kradzież samochodu, a nie kradzież ważnych akt śledztwa - mówili do niej posłowie. Prokurator zaprzeczała i przekonywała, że każdą prowadzoną przez siebie sprawę traktuje poważnie i badając kradzież samochodu zajmowała się również sprawą zaginięcia przewożonych w nim akt.

Błędy w śledztwie

Pytana o operacyjne notatki policji, z których miało wynikać, że za zniknięcie służbowego samochodu odpowiada jeden z policjantów, który "wziął za to pieniądze", prok. Mirończuk podkreśliła, że ta wiedza operacyjna "nie przełożyła się na materiał procesowy". Początkowo nie pamiętała ona nawet, że w tej sprawie rozmawiali z nią funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych, czyli "policji w policji".

Krzysztofa Olewnika uprowadzono w październiku 2001 r. w nocy, po imprezie w jego domu. Porywacze zostali zatrzymani dopiero w 2005 i 2006 r., mimo że już na początkowym etapie sprawy policja miała operacyjne informacje o sprawcach, które jednak nie zaowocowały ich zatrzymaniem. Błędy w śledztwie i niewyjaśnione wątki sprawy bada obecnie gdańska prokuratura i sejmowa komisja śledcza.

PAP, dar