O co chodzi?
Co zaprowadziło Sławomira M. na ławę oskarżonych? Gazeta tłumaczy, że prokuratura Apelacyjna w Krakowie zarzuca mu, że oszukał barona paliwowego Artura K. na blisko milion złotych. M. miał się przy tym powoływać na wpływy wśród polityków Lewicy, oferując „ochronę" Arturowi K. W zamian za te kwotę, miał zapewnić mu ochronę m.in. przed fiskusem, ale też ułatwienia w zakupie atrakcyjnych działek. Opowiedział to śledczym sam Artur K., kiedy został zatrzymany w sprawie dotyczącej mafii paliwowej. – Nie ma dowodów, że było tak, jak relacjonuje Artur K. Sprawa jest poszlakowa, mój klient nie przyznaje się do winy – mówi „Rz” mecenas Andrzej Różyk, adwokat M. Sugeruje polityczne tło sprawy. – Znaczenie miało to, że mój klient jest przyrodnim bratem byłego premiera – twierdzi.
Zeznania barona paliwowego zostały uznane za wiarygodne i w 2006 r. wydano polecenie zatrzymania Sławomira M., który spędził w areszcie dwa lata."Nawet go nie znali"?
Wszyscy politycy zgodnie podkreślali w trakcie prowadzonego śledztwa, że nic nie wiedzą o interesach Sławomira M., a większość z nich mówiła, że nawet go nie zna. – Prokuratura chce zrobić widowisko, dlatego zamierza wzywać na świadków polityków, których jedyna styczność ze sprawą jest taka, że Sławomir M. miał ich wizytówki – komentuje Leszek Miller. Śledczy chcą podtrzymać decyzję o konieczności przesłuchania wszystkich polityków.
„Rzeczpospolita", dar