Wspólny kandydat szansą dla lewicy
Zdaniem Tomasza Nałęcza z SdPL, współpracownika Cimoszewicza z prezydenckiej kampanii wyborczej 2005 r., były premier powinien być wspólnym kandydatem na prezydenta wszystkich środowisk politycznych na lewo od PO. Nałęcz uważa, że choć naturalnym odruchem każdego środowiska politycznego o wyraźnej tożsamości jest wystąpić pod własnym sztandarem i z własnym kandydatem, to wystawienie indywidualnego kandydata może tylko ułatwić ewentualny sukces innym, zwłaszcza Lechowi Kaczyńskiemu, poprzez rozbicie głosów, które mogłyby przeciwko niemu paść. - Nie Włodzimierza Cimoszewicza trzeba zmieniać, tylko te środowiska, które mogłyby być zapleczem jego kampanii - uważa Nałęcz. Dodał, że jest gotów "przyjąć diamenty do orzechów w zakładzie", że jeśli realna byłaby groźba wygranej PiS w wyborach prezydenckich, a okazałoby się, że Cimoszewicz ma szanse być jedynym poważnym kontrkandydatem Lecha Kaczyńskiego, to Cimoszewicz przemyślałby tę sytuację.
Zagrożenie dla Kaczyńskiego i TuskaNałęcz zapowiedział, że SdPl wystąpi z apelem o wystawienie wspólnego kandydata do pozostałych środowisk lewicowych. - Tylko zdecydowanym, śmiałym otwarciem w wyborach prezydenckich można rozbić monopol PO i PiS na scenie politycznej - przekonywał Nałęcz. Jego zdaniem, "kandydat kalibru Cimoszewicza" ma realne szanse pokonać kandydata PO. - Poważny kandydat na lewicy jest zagrożeniem nie tylko dla kandydatury prezydenckiej PiS, ale i dla kandydatury PO. Mamy sondaże, które pokazują, że Włodzimierz Cimoszewicz ma szanse wygrać z Tuskiem w wyborach prezydenckich, a najbliższy rok nie będzie rokiem łatwym dla premiera - przewiduje Nałęcz.
PAP, arb