PO przypisuje sobie nie swoje zasługi
Poseł krytycznie odniósł się do powszechnie panującej opinii, jakoby ten rząd przyczynił się do uniknięcia poważnych konsekwencji kryzysu gospodarczego. - To nie jest zasługa rządu Donalda Tuska, tak jak nie było zasługą rządów PiS, że mieliśmy 6-procentowy wzrost gospodarczy – podkreśla były marszałek. - W gospodarce tak się dzieje, że efekty działań odkładają się w czasie – podkreśla. Polityk zastanawia się również, czy rzeczywiście można mówić o sukcesie w sytuacji, kiedy z pułapu 6-procentowego wzrostu gospodarczego spadliśmy do poziomu 1 procent, skoro „w tym samym czasie Niemcy z plus 3 proc. spadli do minus 2, co w procentach wychodzi na to samo"? Dlatego uważa, że to żonglowanie statystyką w ocenie stanu finansów „jest po prostu elementem propagandy". -Tymczasem Polska ucieka od kłopotów, które nad nią wiszą, czyli od reformy finansów publicznych – mówi Płażyński. I dodaje: „W tej sprawie rząd nic nie zrobił”. - Rząd Donalda Tuska jest kolejną ekipą, która podejmuje decyzje wtedy, kiedy nie może od nich uciec. Sądzę więc, że zmiany w finansach publicznych też zostaną przeprowadzone dopiero wówczas, gdy nie da się od nich uciec. A to zawsze drożej kosztuje, tyle że obciąży następców – ocenia polityk.
„Postawiłbym nawet dobra czwórkę"Polityk podsumował również dwa lata rządów Donalda Tuska. - Rząd odniósł sukces, jeżeli chodzi o poparcie opinii publicznej. Ale gdy się patrzy na to, jak gospodaruje Polską, to trudno mówić o sukcesie – mówi. Płażyński. Jak więc oceniłby ten rząd? - Za realizację tego, co jest potrzebne dla Polski, stawiam dobrą trójkę – mówi. - W ciągu tych dwóch lat nie dokonano cudów, ale też nie poniesiono klęski. Ale gdybym miał oceniać prawdziwy, choć nieujawniany cel, czyli prezydenturę Donalda Tuska, to za realizację tego zamierzenia można postawić nawet dobrą czwórkę – reasumuje. - Jeżeli polityka ma prowadzić do dogonienia przez Polskę czołówki Europy, to sposób, jaki przyjęła PO, jest nieskuteczny – podkreślił Płużyński. Jaki scenariusz przewiduje były założyciel PO, po tym, jak Tusk wygra wybory? - Wtedy będzie druga kadencja do zdobycia i następne wybory parlamentarne do wygrania. Uważam, że wyłącznie o to chodzi. Przez dwa lata PO straszy ludzi niemożnością współpracy z Lechem Kaczyńskim i pilnuje sondaży, żeby nie tracić poparcia społecznego. A więc wiadomo, że do tego czasu żadnych reform być nie może. Później będzie kampania parlamentarna, więc znowu nici z reform. A po wyborach pojawi się nowy koalicjant, przypuszczam, że miejsce PSL zajmie SLD, który będzie chciał się odbudować. Nie zechce więc ubezpieczać liberalnych reform. I tak to się będzie toczyło. Gdyby PO rzeczywiście chciała zmieniać Polskę, to już by to robiła. PO wyłącznie administruje. I to wszystko – podsumowuje Płażyński.
"Rzeczpospolita", dar