Doktor G. znów stanie przed sądem

Doktor G. znów stanie przed sądem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. photos.com 
Sąd Najwyższy uchylił decyzję sądu o umorzeniu śledztwa w sprawie przyczynienia się do śmierci pacjenta dr. Mirosława G. - byłego ordynatora kardiochirurgii ze szpitala MSWiA w Warszawie. Według SN, nienależycie zbadano zażalenie rodziny zmarłego pacjenta Floriana M., w sercu którego w czasie operacji pozostawiono gazę, którą usunięto dopiero po tygodniu.
- Pozostawienie gazy w sercu to błąd w sztuce, ale prokurator nie przeanalizował tego zdarzenia w kontekście narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo, a sąd - rozpatrując zażalenie - przeszedł nad tym do porządku dziennego - mówił sędzia Sądu Najwyższego Jarosław Matras. Sąd Najwyższy uwzględnił kasację złożoną w tej sprawie przez Rzecznika Praw Obywatelskich i popartą przez reprezentanta prokuratury. Decyzją SN, który zastrzegał, że nie przesądza o tym, czy doszło do przestępstwa ani też do jakiego, sprawa trafi teraz do Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów, który ponownie ma zbadać zażalenie na umorzenie śledztwa przeciwko dr. G., złożone przez pełnomocnika rodziny Floriana M., mec. Rafała Rogalskiego. On sam twierdzi, że gdyby nie pozostawienie w czasie operacji gazy w sercu M., pacjent by żył.

Rzecznik Praw Obywatelskich domagał się uchylenia decyzji Sądu Okręgowego w Warszawie z 1 grudnia zeszłego roku. Zarzucał jej niedostateczne rozważenie wszystkich argumentów z zażalenia pełnomocnika rodziny zmarłego pacjenta i podtrzymanie "przedwczesnej" decyzji o umorzeniu. Sąd Okręgowy w Warszawie przed rokiem utrzymał w mocy postanowienie prokuratury umarzającej cztery zarzuty dr. G. dotyczące narażenia pacjentów na utratę życia. Prokuratura zarzucała początkowo lekarzowi działanie z ewentualnym zamiarem zabójstwa. W wyniku śledztwa i ekspertyz biegłych kardiochirurgów - w tym światowej sławy z Berlina, prof. Rolanda Hetzera - prokurator uznał, że nie może być mowy o takim działaniu lekarza. Sąd podkreślił, że dr G. "ratował ludzi, a nie ich zabijał".

Florian M. w listopadzie 2006 r. w szpitalu MSWiA miał wstawioną zastawkę serca, a już po operacji okazało się, że w ciele pozostawiono tzw. rolgazę. Według ustaleń śledztwa, protokół, w którym spisywano po operacji wszystkie używane sprzęty, nie wykazał jej braku, nic nie wykazało też echo serca przeprowadzone nazajutrz. Kolejne echo zrobione po tygodniu budziło już niepokój, więc dr G. zarządził natychmiastową reoperację i wyjął gazę. Pacjent zmarł po trzech miesiącach. Prof. Hetzer uznał, że to była właściwa reakcja.

Mecenas Rafał Rogalski, reprezentujący rodzinę zmarłego Floriana M., przekonywał, że "pacjent mógłby żyć, gdyby nie gaza pozostawiona w jego sercu w czasie operacji". - Dr G. o tym wiedział i przez tydzień nie zrobił nic, aby ją usunąć. Reoperacja nastąpiła po sześciu dniach. To cud, że Florian M. tyle przeżył - argumentował. Podkreślił, że Sąd Okręgowy w Warszawie nie odniósł się do tych jego zarzutów, które prezentował na posiedzeniu w grudniu 2008 r. Także Bogumiła Drozdowska z Prokuratury Krajowej przyłączyła się do kasacji RPO. - Sąd Okręgowy nie rozważył, czy w działaniu dr. G. była umyślność, czy nie. Odpowiedzi na te pytania w decyzji sądu się nie znajduje, a to ważne - mówiła.

Kodeks karny mówi, że do trzech lat więzienia grozi temu, kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jeśli sprawca działa nieumyślnie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Nie podlega karze sprawca, który "dobrowolnie uchylił grożące niebezpieczeństwo".

Po tym, jak dr G. został w lutym 2007 r. zatrzymany w klinice i postawiono mu zarzuty zabójstwa, lekarz usłyszał także kilkadziesiąt zarzutów korupcyjnych. W tej sprawie trwa proces przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów. Oskarżony utrzymuje, że nie uzależniał od korzyści majątkowej przyjmowania pacjentów do szpitala, a wręczane mu pieniądze były wyrazem wdzięczności pacjentów.

PAP, arb