Dramatyczna walka o pacjenta z A/H1N1

Dramatyczna walka o pacjenta z A/H1N1

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot.zporr.gov.pl)
Chwile grozy przeżyli ratownicy medyczni, którzy przewozili chorego na A/H1N1 w karetce z Kępna do Wrocławia. Bateria sztucznego płuco-serca, które podtrzymywało przy życiu pacjenta rozładowała się zaledwie pół godziny po wyjeździe ze szpitala w Kępnie. Aby ją doładować, ambulans musiał co chwilę stawać na stacjach benzynowych. Pacjenta dowieziono do celu po trzech godzinach, kilku postojach i pomocy strażaków. - To był pierwszy taki transport w Polsce. W karetce pracowało sztuczne płuco, do którego podłączony był pacjent z ciężką niewydolnością oddechową - powiedział prof. Juliusz Jakubaszko, krajowy konsultant w dziedzinie medycyny ratunkowej.
Pacjent to kardiochirurg, który leżał w szpitalu w Kępnie. Jak określają lekarze, jego stan jest "ciężki, ale stabilny", niestety nadal jest nieprzytomny. 

Pierwszy taki transport

- Transport pacjenta rozpoczął się o godzinie 5.30. O tej godzinie nastąpił wyjazd spod szpitala w Kępnie. Transport dotarł do szpitala we Wrocławiu o godzinie 9.00 - powiedział Andrzej Jackowski, dyrektor szpitala w Kępnie. Radio Wrocław podało jednak w czwartek wieczorem, że podróż pacjenta trwała aż dziewięć godzin. Tymczasem, jak powiedział na antenie TVN24 dyrektor szpitala w Kępnie, karetka przyjechała już po trzech godzinach. Skąd tak sprzeczne informacje? – Mogę przypuszczać, że został tu wliczony czas przygotowania pacjenta na bloku operacyjnym. Pacjent od godziny 1 w nocy był przygotowywany do transportu, a karetka została podstawiona pod szpital o godzinie 5. Między godziną 5 a 5.30 pacjent był umieszczany w karetce wraz ze specjalistyczną aparaturą - wyjaśnił dyrektor szpitala w Kępnie.

Dlaczego trzeba było przewozić pacjenta?- Decyzja, o przewiezieniu pacjenta z Kępna do Wrocławia była konieczna, ponieważ maszyna, jaką jest płuco-serce, wymaga specjalistycznej obsługi - powiedział TVN24 prof. Juliusz Jakubaszko, konsultant krajowy ds. Medycyny Ratunkowej. - To odważna decyzja i pionierska akcja - podsumował profesor. - W jej przeprowadzenie bezpośrednio było zaangażowanych około 12 lekarzy i ratowników medycznych - dodał.

Dramatyczne godziny

Przejazd miał trwać ok. dwóch godzin, to mniej więcej tyle, ile miała wytrzymać bateria zasilająca sztuczne płuco. Stało się jednak inaczej. Tuż po wyjeździe bateria wysiadła. Ratownicy medyczni stanęli na stacji benzynowej, by doładować baterię. Jak relacjonował jeden ze świadków zdarzenia, sytuacja w niektórych momentach wyglądała dramatycznie. - Lekarze wbiegli na stację i krzyczeli, że potrzebują prądu. Całe zamieszanie trwało około 10 sekund - powiedział kierownik stacji Orlen nr 80 we Wrocławiu. - Po 15 minutach przyjechała druga karetka, a po około 40 pojawiła się straż pożarna. Chorego dowieziono do celu dzięki sprawnej akcji strażaków, którzy wzięli karetkę na hol.

Zasilanie, jakie potrzebne jest w aparaturze tzw. płuco-sercu, nie ma w wyposażeniu karetek, dlatego potrzebna jest specjalna bateria.

gazeta.pl, Radio Wrocław, tvn24.pl,  dar