Pociąg specjalny ze Smoleńska przyjechał do Warszawy

Pociąg specjalny ze Smoleńska przyjechał do Warszawy

Dodano:   /  Zmieniono: 
O godz. 7.47 pociąg specjalny wiozący 460 osób, w tym głównie rodziny ofiar zbrodni katyńskiej, przyjechał ze Smoleńska do Warszawy. Przejazd miał kurs przyspieszony, podróż trwała 15 godzin.
W pociągu toczyły się przede wszystkim rozmowy o katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, w której zginęła m.in. para prezydencka; o jej konsekwencjach dla Polski w każdej dziedzinie: politycznej, gospodarczej i wojskowej. Jak poinformował komendant pociągu kapitan Damian Matysiak, w trakcie podróży nie zanotowano poważnych interwencji medycznych. Było tylko ok. 8-10 zasłabnięć.

Podróżnych przerażała długa lista ofiar katastrofy oraz fakt, że byli nimi najwyżsi przedstawiciele państwa. Ludzie wspominali pierwsze chwile po tym, jak dowiedzieli o katastrofie. Podkreślali, że po początkowych informacjach o tym, że prezydencki samolot z powodu mgły i złych warunków atmosferycznych opóźnia się, na terenie Kompleksu Memorialnego "Katyń" zapanował chaos informacyjny. - Ten moment chaosu i niepewności stale się przedłużał - wspominali. Wiele osób podkreślało, że najgorszą rzeczą była niepewność, co do losu osób na pokładzie samolotu. - Wiedzieliśmy tylko, że coś złego stało się z samolotem prezydenta. Część osób mówiła, że się rozbił, inni uspokajali, że miał jedynie awaryjne lądowanie - mówili. Wiele osób na wieść o katastrofie dzwoniła do domów - chcieli przekazać najbliższym, że żyją.

- Po tym jak pomodliłem się za mojego ojca, pod jego tablicą zapaliłem znicz i złożyłem bukiecik oddając hołd udałem się na teren uroczystości, by tam zaczekać na przybycie prezydenta. Nie oczekiwałem nic złego" - mówił PAP Adam Bagiński, syn zamordowanego w Katyniu Władysława Bagińskiego, żołnierza grudziądzkiego pułku ułanów. "Nagle pojawił się jeden pan i powiedział, ale takim tonem spokojnym, że była katastrofa lotnicza, i że prezydent Kaczyński i cała delegacja zginęła. To był dla mnie szok. Pomyślałem wtedy, że to niemożliwe, by w takim momencie coś takiego mogło się wydarzyć - wspominał. - Nie byłem w stanie zahamować łez, widziałem jak koleżanki i koledzy płaczą, jak z rozpaczy siadają na ziemi, jak po prostu to przeżywają. Trudno to sobie wyobrazić - mówił poseł PiS Artur Górski.

- Niektóre z osób, które leciały samolotem widziało się wczoraj, jeszcze nawet rano niektórzy koledzy dzwonili do nas, pytając o pogodę w Smoleńsku. Widzieliśmy ich zaledwie kilka dni temu. Teraz ich już nie ma. To jest dla mnie niewyobrażalne. Bardzo trudno będzie wypełnić tę lukę i w sercach ludzkich i w sensie politycznym - podkreślał Górski. - Od razu nasuwa się w pamięci przykład śmierci gen. Władysława Sikorskiego na Gibraltarze - mówił parlamentarzysta.

Wszyscy ze wzruszeniem wspominali homilię, którą wygłosił franciszkanin o. Ptolemeusz, proboszcz parafii katolickiej w Smoleńsku, który z ogromną emocją w głosie apelował o zgodę narodową. "Nie kłóćcie się!" - mówił podczas mszy św., która okazała się jedynym i wyjątkowym punktem programu sobotnich uroczystości w Katyniu. - Wzruszyły mnie słowa ojca Ptolemeusza, który wskazał na pierwsze klika rzędów pustych krzeseł, na których były białe kartki z nazwiskami osób, które zginęły w katastrofie. Na miejscu Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii ktoś położył biało-czerwoną flagę - wspominał dziennikarz Jan Pospieszalski, który miał relacjonować dla telewizji publicznej przebieg uroczystości.

Także harcerze ze Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego "Zawisza" akcentowali niezwykłą homilię o. Ptolemeusza. - Jego słowa o tym, że musimy być zjednoczeni trzeba teraz zamienić w czyny, by nie padły jak na wiatr. Musimy uświadomić sobie, że nie żyjemy tak długo, więc nie ma sensu szerzenie podziałów takie jakie są - mówił jeden z harcerzy Jerzy Żachowski. - Powiem mocno: o Zbrodni Katyńskiej dowie się cały świat, teraz już nikt nie będzie mówił, że nie wie co to Katyń, jednak cena, którą przyszło nam wszystkim zapłacić jest zbyt duża - powiedział harcmistrz "Zawiszaków" Marek Mucha. - Nawet teraz w rosyjskim radiu słyszymy, że samolot leciał na uroczystości w Katyniu, gdzie rozstrzelano polskich oficerów. Ta informacja jest już wszędzie - dodał.

Harcerze opowiadali także, że ich koledzy z bratnich organizacji jak ZHP i ZHR otarli się o śmierć. - Na cmentarzu w Katyniu podszedł do mnie przewodniczący ZHR Michał Budkiewicz i powiedział mi, że jeszcze kilka dni temu on i jego koledzy byli na liście do samolotu, z której w ostatniej chwili zostali wykreśleni; podobnie było z drugą naszą bratnią organizacją ZHP. Śmierć przeszła tuż obok nich - opowiadał Mucha. W rozmowach, które trwały do późna w nocy, przewijał się także temat okoliczności katastrofy samolotu TU-154M. Nikt nie miał dostępu do żadnych oficjalnych informacji. Jako przyczynę katastrofy wymieniano m.in. słabość polskiej floty lotniczej, która - jak podkreślano - już od dawna powinna być odnowiona - mówili, stojąc w grupkach na korytarzach pociągu.

PAP, arb