Dlaczego Wawel

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem informację o tym, że ś.p. Lech Kaczyński i jego małżonka spoczną na Wawelu miałem wątpliwości. Dziś po głośnych protestach osób, które mają w pogardzie żałobę narodową, już ich nie mam. A tym wszystkim, którzy piszą dziś, że jest im przykro mimo że to nie był ich prezydent przypominam, że to był ich prezydent. Bo Lech Kaczyński był prezydentem całej Rzeczpospolitej, a nie tylko Polski swoich zwolenników.
Lech Kaczyński był również moim prezydentem, chociaż nie głosowałem na niego (w II turze wyborów z 2005 roku oddałem nieważny głos) i nie zgadzałem się z nim w wielu kwestiach. Nie podobał mi się sceptycyzm Lecha Kaczyńskiego względem wolnego rynku, nie podobały mi się jego lewicowe poglądy na gospodarkę, nie podobał mi się prezentowany przez niego i jego środowisko etatyzm. Ale od soboty to nie ma żadnego znaczenia. Zginął mój prezydent, który uosabiał majestat i stał, jak wskazuje konstytucja, na straży suwerenności i nienaruszalności granic Rzeczpospolitej. I dlatego noszę po nim żałobę.

Mam wrażenie, że ci, którzy dziś – niczym polityczni pseudokibice – przekrzykują się pod Wawelem, nie rozumieją do końca tego, że w osobie prezydenta Lecha Kaczyńskiego zginęła pod Smoleńskiem głowa polskiego państwa. Prezydent był bratem nielubianego przez wielu Polaków Jarosława Kaczyńskiego, był związany ze środowiskiem PiS, ale przede wszystkim był prezydentem Rzeczpospolitej. Dlatego zakłócanie żałoby narodowej demonstracjami, transparentami i wrzaskami to nie jest cios w nielubianego polityka, nie jest to też obrona swojego lidera przed atakami przeciwników. To kpina z żałoby milionów Polaków, którzy rozumieją, że Rzeczpospolita doznała ciosu. Nie kpijcie sobie z nas – to prośba zarówno dla tych, którzy krzyczą „Wawel dla królów", jak i do tych, którzy skandują w odpowiedzi „Tu jest Polska". Wytrzymajcie jeszcze kilka dni.

Złożenie trumny z ciałem pary prezydenckiej w wawelskiej krypcie nie będzie uhonorowaniem Lecha Kaczyńskiego brata Jarosława, tylko prezydenta Polski, który zginął w drodze na groby zamordowanych w Katyniu rodaków, by dać świadectwo tej zbrodni. To prawda – prezydent nie zginął z szablą w dłoni – jak inny lokator Wawelu książę Józef Poniatowski. Ale zginął na posterunku. A na jego grobie tryumfuje prawda – świat dowiedział się o zbrodni katyńskiej, a Rosjanie przypomnieli sobie, że cierpienie polskich oficerów w Katyniu bardziej nas łączy niż dzieli – bo przecież Stalin równie bestialsko wymordował miliony swoich rodaków. Czy to za mało, by spocząć na Wawelu? Pozostawmy ocenę przyszłym pokoleniom.

Jest jeszcze jeden wymiar tego pogrzebu. Na Wawelu dziś leżą przedstawiciele I RP, II RP, Polski „londyńskiej" (gen. Władysław Sikorski). Do dziś nie było tam tylko przedstawiciela III RP. Lech Kaczyński na Wawelu w symboliczny sposób połączy nasze pokolenie z tysiącletnią historią naszego kraju. Będzie dla nas wszystkim przypomnieniem, że historia wcale się nie skończyła, bo my co dzień piszemy jej nowe karty. Może dzięki temu kolejne rozdziały naszych narodowych losów będziemy pisać z większą rozwagą?  Ś.p. ksiądz Bronisław Bozowski mawiał „nie ma przypadków, są tylko znaki". Nie wierzyłem w znaki. Do soboty.