Rusza proces Piesiewicza - będzie tajny

Rusza proces Piesiewicza - będzie tajny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot: Wikipedia
30 czerwca ma ruszyć proces trojga oskarżonych o szantażowanie senatora PO Krzysztofa Piesiewicza. On sam będzie oskarżycielem posiłkowym. Proces będzie tajny. Śledztwo o posiadanie kokainy przez senatora umorzono, bo Senat nie uchylił mu immunitetu.

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia wydał już postanowienie o  wyłączeniu jawności całego procesu, gdyż dotyczy on spraw obyczajowych, których ujawnienie - jak mówi prawo - "może naruszyć ważny interes prywatny". Akt oskarżenia wobec Joanny D., Haliny S. i Zbigniewa Sz. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do sądu w połowie marca br. Koniec czerwca to stosunkowo szybki termin na rozpoczęcie procesu; niektóre sprawy w tym sądzie dłużej czekają na  pierwszy termin.

Od ujawnienia całej sprawy w grudniu 2009 r. Piesiewicz rzadko pojawiał się publicznie (w Senacie miał długotrwały bezpłatny urlop; ostatnio bierze udział w pracach Izby). W jednej z nielicznych wypowiedzi dla mediów prosił o  "spokojne spojrzenie i wybaczenie lekkomyślności". W sądzie będzie musiał zeznawać. Zgłosił swój udział w tej sprawie jako oskarżyciel posiłkowy; m.in. będzie mógł zadawać pytania i składać wnioski dowodowe.

W grudniu 2009 r. zawiesił on członkostwo w klubie parlamentarnym PO. Premier Donald Tusk mówił wtedy, że nie można bronić zachowań Piesiewicza, bo - jak podkreślił - "są one nie do obrony". Dodał, iż wydaje się, że kariera polityczna senatora jest zakończona.

Zarzuty wobec oskarżonych dotyczą zmuszania Piesiewicza do "określonego zachowania" w zamian za  nieujawnianie kompromitujących go materiałów - za co grozi do trzech lat więzienia. Oskarżeni (wcześniej karani za czyny kryminalne) szantażowali Piesiewicza od  jesieni 2008 r. Decyzja o szantażu zapadła, gdy przygodnie poznana wcześniej przez niego Joanna D. opowiedziała o spotkaniach u senatora swym znajomym Zbigniewowi S. i  Janowi W.

We wrześniu 2008 r. nagrano spotkanie Piesiewicza z Joanną D. i  striptizerką Joanną S., a potem kilka razy "odsprzedawano" politykowi kompromitujące taśmy. Według mediów, w sumie senator miał zapłacić za nagrania ponad 550 tys. zł, m.in. w  październiku 2008 r. za "odkupienie" taśm zapłacił 196 tys. zł nieustalonej do dziś kobiecie, podającej się za dziennikarkę.

PP / PAP