Miller: choć nie dostaniemy, to skończymy

Miller: choć nie dostaniemy, to skończymy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jerzy Miller, fot. Wprost 
Pomiędzy Rosją a polską komisją wyjaśniającą okoliczności katastrofy smoleńskiej nie ma sprzeczności w kwestii, jaki charakter miał ten przelot - powiedział szef MSWiA Jerzy Miller, dodając, że był to lot cywilny. Zdaniem Millera prawdopodobne jest, że polska komisja wyjaśniająca okoliczności katastrofy smoleńskiej zakończy pracę do końca 2010 r., nawet jeśli nie dostanie wszystkich materiałów od strony rosyjskiej.
- O charakterze lotu nie decyduje właściciel samolotu, tylko cel przelotu. A celem tego lotu było przewiezienie konkretnych osób, w związku z tym miał on charakter lotu pasażerskiego. Wobec tego nie ma między nami sprzeczności - powiedział minister Jerzy Miller, który przewodniczy pracom polskiej komisji badającej katastrofę w Smoleńsku. Zastrzegł, że w jego opinii, wysnuwanie z tego faktu tezy, "iż całą odpowiedzialność za przebieg lotu ponosi pilot czy załoga, jest bardzo, bardzo odważne".

Ranga wystarczająco wysoka

Odniósł się tym samym do wypowiedzi płk. Edmund Klicha, przedstawiciela Polski przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK), który stwierdził, że "kwalifikacja lotu ma kluczowe znaczenie" dla  wyjaśnienia okoliczności katastrofy. Według niego ostatnia faza lotu "powinna być zakwalifikowana jako operacja wojskowa", ponieważ przyjęcie, że był to lot cywilny, oznaczałoby, że  "całość odpowiedzialności spada na pilotów".

Szef MSWiA powiedział, że dla polskiej komisji "nigdy nie było tajemnicą", z kim kontaktowali się kontrolerzy, którzy w dniu katastrofy pracowali na lotnisku w Smoleńsku. - Ranga tej wizyty i przywiązywana waga do podejmowanych decyzji była wystarczająco wysoka, aby osoby, które były odpowiedzialne za  obsługę lotniska, korzystały z możliwości kontaktu z osobami zewnętrznymi - podkreślił. Nie chciał jednak ujawnić o kogo chodzi.

Piątkowa "Gazeta Wyborcza" napisała, że w wieży kontroli lotów, poza kontrolerem lotów Pawłem Plusinem i jego pomocnikiem przebywał także płk gwardii Nikołaj Krasnokutski, wcześniej dowodzący 103. Gwardyjskim Krasnosielskim Pułkiem Wojskowego Transportu Lotniczego na lotnisku w  Smoleńsku, który był tam także 7 kwietnia. Według gazety wbrew procedurom to on przejął inicjatywę w wieży i dzwonił do  przełożonych w Twerze i do dowództwa wojsk lotniczych w Moskwie, by  dostać zgodę na wydanie zakazu lądowania (zamknięcie lotniska). Rozmówcy z Moskwy uważali jednak, że Polakom, mimo fatalnych warunków, należy pozwolić lądować, bo "może im się uda"; gazeta napisała, że Moskwa bała się dyplomatycznego skandalu, gdyby Lech Kaczyński, już spóźniony na  uroczystości w Katyniu, nie mógł lądować.

Miller: możemy skończyć w tym roku

Nawet jeśli nie dostaniemy od Rosjan wszystkich materiałów, realne jest, że polska komisja wyjaśniająca okoliczności katastrofy smoleńskiej zakończy pracę do końca 2010 r. - zadeklarował szef MSWiA. - Wydaje mi się, że jest to termin realny. Oczywiście samo tworzenie raportu jest procesem trudnym, bo komisja jest wyjątkowo liczna - 34-osobowa i działa na  zasadzie consensusu lub zdania odrębnego w przypadku, gdy nie jest on możliwy do wypracowania - powiedział minister.

Zastrzegł, że gdyby nie udało się zakończyć prac przed końcem roku, nastąpi to tuż po rozpoczęciu 2011 r., a powodem opóźnienia mogą być kwestie związane z redakcją raportu. Minister dodał równocześnie, że komisja nadal zabiega o kolejne dokumenty od strony rosyjskiej - związane z funkcjonowaniem lotniska. Jeśli ich jednak nie otrzyma, "nie będzie się powstrzymywać przed zakończeniem prac".

Poinformował również, że polskim ekspertom udało się odczytać z  nagrań z czarnych skrzynek więcej, niż zawierały stenogramy przekazane przez Rosję. Zastrzegł jednak, że nowe zapisy nie są rewolucją. - To jest tylko i wyłącznie uszczegóławianie - podkreślił. Nadal też - jak powiedział Miller - trwa identyfikacja osób, których głosy pojawiają się na nagraniu. - Strona rosyjska nieoficjalnie wyraziła pogląd, że drzwi do kokpitu były otwarte. W związku z tym mikrofon mógł rejestrować głosy osób, które niekoniecznie były w kokpicie, ale np. w przedsionku -  powiedział minister.

zew, PAP