Komorowski: Polakiem jest się w głębi serca

Komorowski: Polakiem jest się w głębi serca

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bronisław Komorowski (fot. FORUM) 
Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział, że przeniesienie krzyża z kaplicy prezydenckiej do warszawskiego kościoła św. Anny zostanie zorganizowane "w odpowiednim momencie i w ścisłym uzgodnieniu z władzami kościelnymi".
Komorowski ocenił, że wykonanie lipcowego porozumienia w sprawie krzyża "zostało uniemożliwione przez bardzo agresywne zachowanie niektórych osób, które właściwie zaatakowały księży, przedstawicieli kurii biskupiej". Prezydent był pytany także m.in. o atmosferę panującą teraz w Polsce, o konflikt wokół sprawy krzyża i o to, co zrobić, "żebyśmy mogli być w Polsce wszyscy dobrymi Polakami". - Mnie naprawdę byle kto mówiąc o tym, że ktoś jest prawdziwym, a ktoś nieprawdziwym Polakiem nie przeraża, nie wpędza w jakiekolwiek kompleksy - podkreślił Komorowski. Jak zaznaczył, Polakiem jest się w głębi serca, a nie z tytułu nadania tego miana przez "jednego czy drugiego zdenerwowanego polityka". 

Oceniając atmosferę panującą w Polsce Komorowski wyraził opinię, że powoli, zbliżamy się do takiego momentu, w którym "i rany spowodowane katastrofą w Smoleńsku będą się zabliźniały". Dla prezydenta takim "sygnałem nadziei" była atmosfera pielgrzymki rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej 10 października. Komorowski podkreślił, że na miejscu katastrofy, jak i nad grobami polskimi w Katyniu spotkały się jego żona Anna i żona prezydenta Rosji Swietłana Miedwiediewa. Zdaniem Komorowskiego, atmosfery żalu, ale też i miłości, która towarzyszyła bliskim ofiar podczas pielgrzymki, na manifestacjach przed Pałacem Prezydenckim nie było. - Pod pałacem tych dobrych myśli nie było, albo ja ich przynajmniej nie mogłem dostrzec - ocenił. Jak dodał, w jego przekonaniu sytuacja w Polsce będzie zmierzała w stronę klimatu, który towarzyszył pielgrzymce rodzin ofiar do Smoleńska.

Opozycja w pałacu

Prezydent zapowiedział, że podtrzymuje zamiar, by jego kancelaria była miejscem spotkań różnych środowisk politycznych. Dodał, że w kancelarii będzie jedno miejsce dla kogoś, kto reprezentowałby w niej "opozycję prawicową". Zaznaczył, że nie będzie to "nikt skrajny". - Zostawię jedno miejsce dla kogoś, kto mógłby reprezentować opozycję prawicową. Mam nadzieję, że te dąsy, które dzisiaj uniemożliwiają współpracę i utrudniają rozmowę nawet o sprawach bezpieczeństwa państwa, kiedyś się skończą - zaznaczył Komorowski.

Prezydent podkreślił, że podtrzymuje swoją ofertę z czasów kampanii wyborczej polegającą na tym, że będzie starał się "uczynić kancelarię prezydenta i Radę Bezpieczeństwa Narodowego skrzyżowaniem, miejscem spotkań różnych środowisk politycznych i różnych sposobów w myślenie o Polsce". Ale - jak dodał - "do każdego tańca trzeba dwóch stron". - Do tego by się bardzo przydał ktoś racjonalny, ale także mający wrażliwość wyniesioną z kręgów opozycji prawicowej - wyjaśnił Komorowski zapowiadając, że poczeka na taką osobę. - Tak, jak podobno kiedyś u sułtana było zostawione miejsce dla posła z Lechistanu, nawet w czasie rozbiorów - więc ja też czekam, może się zjawi posłaniec z opozycji prawicowej - dodał.

Na pytanie o budżet prezydenckiej kancelarii, którego wzrost krytykuje opozycja, prezydent odparł, że ta krytyka jest niesłuszna. - Już nie będę się nawet pastwił i wypominał, jakie lewica, w czasach, gdy był lewicowy prezydent, a jakie PiS w czasie, kiedy był PiS-owski prezydent, stanowisko mieli w kwestiach zwiększania budżetu kancelarii prezydenta. Oczywiście mieli entuzjastyczny stosunek do powiększania wartości tego budżetu - odpierał zarzuty Komorowski. Dodał, że opozycja "niepotrzebnie się martwi", bo Kancelaria Prezydenta w ogóle nie zwiększy poziomu finansowania ponad ten z czasów poprzedniego prezydenta.

Mądry kompromis w sprawie in vitro

Prezydent wyraził nadzieję, że w kwestii regulacji dotyczących metody in vitro politycy zawrą mądry i odpowiedzialny kompromis, który "doceniony" zostanie także przez kościół. - Ja będę musiał go zatwierdzić, bo dzisiaj debata jest w Sejmie. Ja już jestem poza parlamentem, więc mogę oczywiście sekundować i mogę zachęcać posłów, kluby parlamentarne do szukania rozwiązań takich, które by oznaczały wzajemne poszanowanie wrażliwości oraz szanowanie także i ogromnej ilości młodych małżeństw, które w sposób dramatyczny często szukają jakiejkolwiek szansy na posiadanie dzieci - podkreślił Komorowski. Dodał, że rozmawiał na ten temat podczas swej wizyty w Watykanie, z sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej kardynałem Tarcisio Bertone. - Powołałem się jako na przykład kompromisu, który mogą i który chyba powinni zawierać politycy, a nie kościół, bo kościół nie zawiera kompromisu w takich sprawach, ale może się różnie odnosić do kompromisu zbudowanego przez polityków - mówił prezydent.

Dopytywany, czy w debacie o metodzie in vitro stroną powinien być kościół, prezydent odpowiedział, że nie, bo "od zawierania kompromisu są politycy", a kościół może oceniać całościowe rozwiązanie z punktu widzenia swej nauki. - Ale od kompromisów byli zawsze, są i będą w przyszłości politycy - podkreślił Komorowski. Komorowski nie chciał komentować niedawnej wypowiedzi przewodniczącego Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds bioetycznych arcybiskupa Henryka Hosera, który powiedział m.in. że posłowie, którzy świadomie poprą ustawy dopuszczające metodę in vitro, mrożenie i selekcję zarodków, automatycznie będą poza wspólnotą Kościoła.

PAP, arb