W "Naszym Dzienniku" tej informacji jednak nie zamieszczono. Gazeta całą sprawę określiła mianem "powielania kłamstw" na swój temat. W środę REM wyjaśniła, że opierała się na informacjach, które "uzyskała z lektury "Gazety Polskiej", wielu portali internetowych - m.in. dziennika "Rzeczpospolita", TVN24, a także z wywiadu w stacji TVN24 z wdową po funkcjonariuszu BOR Jacku Surówce (w którym ta zaprzeczała rewelacjom o telefonie od męża- red.).
"Uznaliśmy, że jest to wystarczający materiał, aby wyrazić pogląd w głośnej sprawie rzekomego telefonu Jacka Surówki do żony już po upadku samolotu. Po niewczasie stwierdziliśmy, że redakcja >Naszego Dziennika<, sugerując czytelnikom, że ofiary katastrofy mogły żyć jeszcze po rozbiciu się samolotu nie podała - w odróżnieniu od >Gazety Polskiej< - nazwiska zmarłego funkcjonariusza BOR. Przepraszamy za tę pomyłkę" - napisała Rada w komunikacie. Dodała równocześnie, że nie zmienia opinii, iż "kłamliwe, nieudokumentowane informacje w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej na łamach wymienionych gazet, nie tylko nie przybliżają do pełnej prawdy, ale jątrzą, podsycają złe emocje i odruchy nienawiści".
Z powodu sobotniego oświadczenia REM, z rady wystąpili jej dwaj jej członkowie Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad. Zarzucili Radzie brak "obiektywizmu i merytorycznej symetrii" między krytykowaniem mediów z "głównego nurtu" i mediów spoza niego. Pytana o wyjaśnienia Rady redakcja "Naszego Dziennika" oświadczyła, że "nie otrzymała dotychczas oświadczenia REM, w związku z tym nie ma formalnych podstaw do komentowanie tej sprawy".
zew, PAP