Pitera: afery hazardowej nie można nazwać korupcją

Pitera: afery hazardowej nie można nazwać korupcją

Dodano:   /  Zmieniono: 
Julia Pitera (fot. Wprost) Źródło:Wprost
- Zawsze będzie tak, że pewna kategoria "biznesmenów" będzie starała się, nawet w najprzyzwoitszym kraju świata, pójść na skróty. Rzecz polega na tym, czy polityk, do którego zgłaszają się tego typu osoby, zniechęca, czy wręcz ich do tego zachęca - mówi w rozmowie z "Polską The Times" Julia Pitera pytana o ocenę afery hazardowej. Zdaniem Pitery Polacy mają wciąż "obyczajowość załatwiania". Dodaje jednak, że przeszkadza jej fakt, iż Zbigniew Chlebowski sądzi, że "załatwił wszystko" występując przed komisją śledczą. - Nie załatwił - podkreśla minister zajmująca się walką z korupcją.
- W przypadku pana Chlebowskiego, powiedziałbym, że nie zachował się asertywnie, delikatnie mówiąc.
Brak asertywności jest ciągle jedną z naszych największych wad - podkreśla Pitera. Jej zdaniem "politycy często boją się lub nie potrafią powiedzieć: Proszę stąd wyjść, Proszę to zabrać". Minister podkreśla, że jej samej początkowo sprawiało trudność "proszenie gości o wpisywanie się na listę". Zapewnia jednak, że w jej politycznych działaniach wszystko jest udokumentowane. - Jeżeli ktoś chce mojej pomocy, musi sformułować swoją prośbę na piśmie. Nic nie odbywa się ustnie - podkreśla Pitera.

Mimo wszystko, zdaniem Pitery, w sprawie tzw. afery hazardowej można mówić o niewłaściwym zachowaniu polityków PO - ale nie o korupcji. - W korupcji musi być korzyść, co do tego nie ma cienia wątpliwości. Jeżeli nie ma korzyści, nie ma korupcji. Prokuratura cały czas prowadzi postępowanie w tej sprawie. Będzie najpewniej badała również historie rachunków. Jednak na razie nie możemy nazwać tego korupcją - podkreśla minister. Dodaje jednak, że "nawet jeśli intencje Zbigniewa Chlebowskiego nie były złe, to powinien pamiętać, co spowodował swoim zachowaniem". - Fakt jest faktem - spotykał się z Sobiesiakiem i komunikował się w sposób niedopuszczalny - dodaje Pitera.

Zupełnie inaczej minister zajmująca się problemem korupcji ocenia Mirosława Drzewieckiego. - Jego właściwie w tej sprawie nie ma. Gdyby był w to bezpośrednio zamieszany, na pewno widać byłoby to w stenogramach rozmów Chlebowskiego, Koska czy Sobiesiaka. Uważam, że w dużym stopniu to pan Rosół wykazał inicjatywę własną w tej sprawie. Z dziejów polskiego parlamentaryzmu wiemy, jak asystenci próbują czasami załatwiać różne interesy na nazwisko swojego szefa, czy to posła, czy ministra - tłumaczy Pitera.

"Polska The Times", arb