"Rosja manipuluje opinią publiczną"

"Rosja manipuluje opinią publiczną"

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Wikipedia)
Członkowie polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej wyrazili zdumienie konferencją, podczas której w czwartek wypowiadali się na temat katastrofy trzej rosyjscy eksperci z dziedziny lotnictwa. W ich ocenie powtórzono tylko informacje, które były już znane.
Rzeczniczka prasowa MSWiA Małgorzata Woźniak poinformowała, że eksperci z polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską nie otrzymali na tę konferencję zaproszenia. W ocenie członków polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, na konferencji rosyjskich ekspertów jedynie powielono wszystkie informacje dotyczące działania załogi i  przygotowania załogi do lotu, które już były znane.

"Polskich uwag Rosjanie nie uwzględnili"

Zastępca szefa komisji płk Mirosław Grochowski ocenił, że jednym z  dokumentów, które nie zostały wzięte pod uwagę przez ekspertów rosyjskich, są polskie uwagi do raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Podkreślił, że strona polska w grudniu przekazała stronie rosyjskiej swoje uwagi do tego raportu zarówno w języku polskim, jak i rosyjskim, jednak uwagi w  języku rosyjskim dotąd nie znalazły się na stronie internetowej MAK.

Eksperci polskiej komisji skrytykowali też tezy wygłoszone przed południem na moskiewskiej konferencji. Maciej Lasek ocenił, że poglądy na przyczyny katastrofy i  na temat bezpieczeństwa lotów zaprezentowane podczas wideokonferencji przez rosyjskich ekspertów są "poglądami sprzed 20-30 lat". - Wtedy mówiono, że ostatnim ogniwem odpowiedzialnym za katastrofę jest pilot; w tej chwili mówimy o systemowym badaniu - powiedział. Z kolei Wiesław Jedynak zwrócił uwagę, że "jakiekolwiek pytanie zadane przez dziennikarzy dotyczące działania grupy kierowania lotami na lotnisku smoleńskim albo przygotowania tego lotniska" pozostały bez odpowiedzi".

Grochowski: powinien odejść na 100 m

Płk Grochowski podkreślił też, że z ust rosyjskich ekspertów wielokrotnie padło odniesienie do winy załogi, choć żadna komisja badająca wypadki lotnicze nie określa winy, a szuka jedynie ich przyczyn i zajmuje się ustaleniem zaleceń, które mają zapobiec takim wypadkom w przyszłości. - Strona polska nie podważa stwierdzeń, które tam padły, że załoga na 100 metrach powinna odejść. Mamy tę świadomość i komisja, przewodniczący (szef MSWiA Jerzy Miller - red.) nigdy nie powiedział, że strona polska chce w taki sposób przedstawić w swoim raporcie naszą opinię, że więcej przyczyn leży po stronie rosyjskiej. My tylko chcemy doprowadzić swoje badanie do końca, tzn. przedstawić całość obrazu" - dodał.

Jedynak nie zgodził się też z interpretacją strony rosyjskiej wskazującą na to, że o wszystkim decyduje dowódca załogi samolotu. - To jest tak dalekie spłycenie tego problemu, że wręcz pokazuje nam pewnego rodzaju manipulację. Dla mnie to jest ewidentne manipulowanie opinią publiczną - powiedział. Jego zdaniem poranna konferencja w Moskwie nie miała na celu informowania opinii publicznej o przyczynach katastrofy. - Jesteśmy tym zdziwieni, bo żaden etap zakończenia prac MAK-u, ani prokuratury, ani żaden inny nie uzasadniałby takiego trybu postępowania strony rosyjskiej - powiedział.

Nie powinniśmy mieć zgody

W czwartek podczas wideokonferencji Oleg Smirnow, rosyjski ekspert z fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego, powiedział, że Tu-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez lidera. Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera polska strona zrezygnowała, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska.

- To nie jest tak, że my nie otrzymaliśmy lidera i mieliśmy nie  lecieć, według rosyjskiego prawodawstwa nie powinniśmy otrzymać zgody na ten lot - wskazywał Lasek. Dodał, że zgoda została jednak wydana. - Świadczy to, że przepis o wymagalności lidera w lotach nad terytorium Federacji Rosyjskiej jest przepisem martwym, pochodzącym jeszcze ze starego systemu - mówił Lasek.

zew, PAP