Czy Paweł Kowal ma zdolność bilokacji?

Czy Paweł Kowal ma zdolność bilokacji?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Joanna Kluzik-Rostkowska wywiesiła białą flagę. Oddała władzę nad partią Pawłowi Kowalowi, który jest sympatycznym człowiekiem, kompetentnym politykiem, na dodatek – co rzadko się zdarza – politykiem lubianym przez media i elektorat. Problemem jest jednak to, że Kowal nie posiadł zdolności bilokacji. Zresztą jeden cud to chyba zbyt mało, by ocalić PJN.
Oddanie władzy nad partią Pawłowi Kowalowi to kolejny etap rozkładu PJN, projektu, który nie ma racji bytu – i nigdy jej nie miał, mimo że media poświęciły tej formacji naprawdę dużo czasu. Było fajnie, szczytnie, górnolotnie, ambitnie, dalekosiężnie, a skończyło się jak zwykle.

PJN to partia, która powstała na kanwie konfliktu w łonie PiS. Kością niezgodny było to, co zwykle – pamięć o Lechu Kaczyńskim i odwieczne pytanie o to, kto ma prawo do jego spuścizny. Z PiS-u, chcąc (Migalski) nie chcąc (Kowal) wyszli ci, którzy daliby się za Prezesa pociąć, zmielić, zmaltretować, oskubać, poćwiartować – a potem wszystko to kilka razy powtórzyć. Po rozwodzie z Prezesem ich zadaniem stało się jednak udowodnienie wyborcom, że ich polityczny idol jest niezrównoważony. Wszystko po to, by przejąć część elektoratu PiS. Okazało się jednak, że stawianie znaku równości między PiS-em, a Jarosławem Kaczyńskim, ma głęboki sens. Z PiS-u może odchodzić każdy, komu się to żywnie podoba - a wyborcy i tak będą trwać przy Kaczyńskim.

Paweł Kowal komentując fakt wybrania go na lidera PJN stwierdził, że w partii zwyciężyła opinia, iż "taktyka ugrupowania powinna koncentrować się na prezentacji programu". Ale czy w poważnej, szanującej się partii może być inaczej? Kowal, choć jest bardzo sympatycznym człowiekiem, charyzmatycznym liderem nigdy nie będzie. Raz, że trzeba mieć armię, by móc nią dowodzić, a Kowal jej po prostu nie ma. Dwa, że za nazwiskiem Kowala nie idą umiejętności niezbędne w polityce – łamanie podków, wytapianie żelaza itp. Trzy, że Paweł Kowal jako europoseł musiałby posiąść zdolność bilokacji, żeby zawiadywać partią ze Strasburga i Brukseli.

Politycy PJN nie powinni jednak ronić zbyt wielu łez. Czekają na nich całkiem komfortowe stołki w innych partiach. Platforma ostatnio lubi podkreślać, że jest partią o szerokim wachlarzu ideologicznym i w swoje szeregi przyjmie każdego – i czerwonego, i czarnego, i zielonego, i białego. Platforma zaprasza wszystkich, bo Platforma, choć pełna wysoce wartościowej tkanki politycznej, nadal poszukuje genetycznie idealnych komórek. W odwodzie jest jeszcze SLD, które po odejściu Bartosza Arłukowicza chętnie przyjmuje znane (choćby z tańca na rurze) osoby. Jest jeszcze PSL, a i PiS też daje czasem szanse swoim byłym kolegom. Bo czy ktoś może mieć wrażliwsze serce niż sam Prezes Kaczyński?

Nieudany projekt Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Elżbiety Jakubiak i Pawła Poncyliusza to kolejny przykład na to, że wszystkie projekty polityczne ostatnich lat giną w zalążku. I będą ginęły. Palikot już dawno przestał śnić sny o potędze – i teraz szuka pięciozłotówek w kieszeniach swoich zwolenników. Partia Kobiet ożywia się wyłącznie, gdy premier zajmie się guzikami dziennikarki. Z Zielonych 2004 pozostała już tylko jaskrawo-zielona kurtka Dariusza Szweda. Unia Pracy jak zwykle uczepia się SLD jak rzep psiego ogona.

Drogi Wyborco. Polski system partyjny zamroził się, okopał, zabarykadował. I to się jeszcze długo, długo nie zmieni.