Natomiast były pilot wojskowy mjr dr Michał Fiszer z miesięcznika "Lotnictwo" przypuszcza, że w polskiej maszynie - z uwagi na inne wyposażenie niż w oryginalnych maszynach produkcji radzieckiej - samolot mógł jednak automatycznie przerwać lądowanie na lotnisku bez ILS. Polski tupolew miał bowiem zamontowany system zarządzania lotem (flight management system, FMS) produkcji amerykańskiej, którego rosyjskie maszyny nie posiadają. Fiszer tłumaczy, że przycisk "uchod", który automatycznie przerywa schodzenie i rozpoczyna nabieranie wysokości przez samolot, działa w kilku zakresach. - Na samolotach oryginalnych radzieckich, działa tylko na jednym zakresie - "posadka", który to zakres pracuje tylko we współpracy z ILS. Natomiast na polskich zmodernizowanych tupolewach zakres "posadka" można "oszukać" sztucznym wygenerowaniem ścieżki przez komputer zarządzający lotem FMS, który zamontowali Amerykanie. FMS robi to na podstawie danych o położeniu samolotu z odbiornika GPS oraz położenia lotniska - tłumaczy Fiszer. Fiszer porównuje to do sytuacji, gdy podróżując samochodem wyposażonym w GPS, słyszymy komunikat, by np. za 50 m skręcić w prawo. Taka wiadomość pojawia się, mimo że na skrzyżowaniu nie stoi radiolatarnia, ani inny odpowiednik systemu ILS.
Fiszer wyjaśnia, że FMS reaguje wygenerowaniem ścieżki odejścia na naciśnięcie przycisku "glisada". - Gdyby piloci wygenerowali tę ścieżkę, zakres "posadka" działałby, nie wiedząc, że nie współpracuje z ILS, tylko ze sztucznie wygenerowaną ścieżką. Wtedy również przycisk "uchod" działa" - podkreśla Fiszer. Jego zdaniem, ponieważ samolot i symulator używane przez rosyjski MAK do doświadczeń w czasie badania katastrofy smoleńskiej nie miały FMS, wykazały, że przycisk "uchod" działa tylko gdy lotnisko ma ILS.
Zdaniem Fiszera piloci tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem, nie włączyli przycisku "glisada", a więc samolot nie wygenerował sztucznej ścieżki odejścia. - Moim zdaniem oni nie zamierzali lądować, tylko chcieli zobaczyć, że faktycznie jest zła widoczność i odlecieć. Potem zapomnieli, że nie są na zakresie "posadka" i nacisnęli "uchod", a to nie zadziałało. Albo nie zdawali sobie sprawy, że to działa tylko w tych specyficznych warunkach - wyjaśnia Fiszer. Podkreśla przy tym, że jego przypuszczenia wynikają z własnych doświadczeń z podobnymi systemami, ale na innych samolocie, oraz rozmów z pilotami, którzy latali na Tu-154M.
Z kolei zdaniem sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa Tomasza Hypkiego najprawdopodobniej załoga po prostu nie użyła przycisku "uchod". - To moim zdaniem bardziej prawdopodobna wersja, bo w stenogramie, który znamy z rozmów w kabinie, nic nie wynika, żeby ktoś chciał użyć tego urządzenia - twierdzi Hypki. Zwraca przy tym uwagę, że drugi pilot wykonał ruch wolantem - zdaniem Hypkiego próbował wyłączyć autopilota. Ruch był jednak za słaby, żeby to zrobić. Druga, mniej prawdopodobna według Hypkiego wersja, jest taka, że pilot próbował włączyć "uchod", ale nie znał zasad jego użycia. - To byłoby kolejnym dowodem na niedoszkolenie załogi - uważa Hypki.
PAP, arb