Prawdziwego polityka poznasz po tym, że nie przeprasza?

Prawdziwego polityka poznasz po tym, że nie przeprasza?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chaos wokół wprowadzania nowej listy leków refundowanych i ustawy refundacyjnej trwa w najlepsze. Lekarze protestują, chorzy obawiają się o własne zdrowie, a opozycja żąda głowy ministra Bartosza Arłukowicza. - Rząd powinien przeprosić - przekonuje nowy-stary szef SLD Leszek Miller. I ma rację. Wie również jednak dobrze, że politykom jest ciężko wykrztusić z siebie słowo "przepraszam". Wie - bo sam nie zwykł zakładać pokutnych szat.
Człowiek, który nie jest politykiem, od słowa "przepraszam" zazwyczaj nie stroni - ba używa go do osiągania rozmaitych korzyści. Przepraszam, czy mogę panią odprowadzić do domu? Przepraszam, czy da się pan zaprosić na drinka? Przepraszam, która jest godzina? Magiczne słowo przepraszam ignorują natomiast niemal zawsze politycy. A szkoda - bo taki np. Bill Clinton jednym słowem "przepraszam" potrafił załatwić sprawę niewłaściwych stosunków ze swoją stażystką. Margaret Thatcher przeprosiła Polaków za zdradę w Jałcie i w Poczdamie, a Borys Jelcyn - za wymordowanie polskich oficerów. Można? Można.

Tak się jednak składa, że Leszek Miller nie jest ani Billem Clintonem, ani Borysem Jelcynem. Wprawdzie z wagi słowa "przepraszam" zdaje sobie sprawę - pod warunkiem jednak, że to słowo ma paść z ust innego polityka. Ostatnio były premier wystosował kilka apeli do Bartosza Arłukowicza, aby ten publicznie przeprosił naród za refundacyjny bałagan. A czy aby sam Miller nie powinien nas za coś przeprosić?

Do tej pory nie usłyszałem przeprosin od Millera za jego działalność w PZPR - w której późniejszy premier nie był przecież szeregowym członkiem. Zbigniew Bujak potrafił przeprosić za "Solidarność" już dawno - a przecież grzechy związkowców z "S" są niczym wobec trwającej pół wieku okupacji Polski przez byłą partię Millera. PZPR, wspierający się na sowieckich bagnetach, przez pół wieku zrobił wiele, by pozbawić naród tożsamości, prawdziwej historii i działającej gospodarki. Chyba jest za co przepraszać? Zwłaszcza, gdy mimo transformacji ustrojowej, spadkobiercy "robotniczej" partii wciąż mają okazję o losach Polski decydować.

A pamiętacie może sprawę "moskiewskiej pożyczki", czyli przywiezionych do kraju przez dwóch oficerów KGB pieniędzy, które miały posłużyć do założenia SdRP? Akta sprawy odtajniono, Millera przed sądem uchronił immunitet, a niedługo później sprawa się przedawniła. Ale czy przeprosiny też się przedawniają?

Miller ma w swoim dorobku również histeryczne wypowiedzi na temat tragedii, jaką miało być dla Polski opuszczenie naszego kraju przez armię rosyjską (mówił wówczas, że będzie to narodowa katastrofa). Nie należy się za to "przepraszam"? I czy "przepraszam" z ust byłego premiera nie należy nam się za to, że w swoim rządzie znalazł miejsce dla takich "bohaterów" jak Aleksandra Jakubowska czy Zbigniew Sobotka?

Aby zachęcić Leszka Millera do przeprosin za to wszystko, postanowiłem dać mu dobry przykład. I dlatego za wszystkie przykre słowa napisane pod adresem Leszka Millera - człowieka, który wprowadził nas do UE, giganta opozycji, człowieka morza i męża opatrznościowego lewicy - przepraszam z całego serca.