Co się stało z uśmiechem Tuska?

Co się stało z uśmiechem Tuska?

Dodano:   /  Zmieniono: 
W jednym z najnowszych sondaży różnica w poparciu między PO a PiS skurczyła się do rozmiarów błędu statystycznego. Chyba nikt nie spodziewał się, że w niecałe pół roku po wygranych w cuglach przez ekipę Donalda Tuska wyborach, premiera czekać będzie tak surowe rozliczenie rządów?
Kłopoty rządu mnożą się już na początku nowej kadencji, a rozwiązań żadnego z tych kłopotów nie widać. Na dodatek premier zgubił gdzieś swój największy atut - blask przeganiającego wszystkie majaczące na horyzoncie czarne chmury uśmiechu. Czy to już ostatni rozdział bajki o zielonej wyspie?

Zaczęło się... w Hong-Kongu. Dopóki mieszczące się tam serwery hostingowego serwisu Megaupload.com nie zostały zamknięte przez amerykańskie służby, dopóty mało kto nad Wisłą wiedział o planach dotyczących podpisania przez polski rząd umowy ACTA. Mało kto wiedział w ogóle o ACTA i o ewentualnych konsekwencjach podpisania tego dokumentu. A już najmniej o owych konsekwencjach wiedział niespodziewający się politycznej katastrofy rząd. I tu jest pies pogrzebany. Rządzący najpierw pochwalili się na witrynach rządowych "sukcesem", jakim były prace nad ACTA, by później słowo "sukces" wymazać, posypać głowy popiołem i z nerwowym uśmiechem wzruszyć ramionami. Jakby chcieli nam powiedzieć: "Wybaczcie nam, bo nie wiedzieliśmy co czynimy."

Europoseł PJN Marek Migalski z rozbrajającą szczerością zdradził niedawno, że rzadko wie nad czym głosuje w europarlamencie. Ale polityk partii, która coraz rzadziej brana jest w sondażach pod uwagę to jedno, a rząd polski to drugie. Czy rząd wie co podpisuje? Gdy przed podpisaniem ACTA na rząd spadły pierwsze gromy, minister Michał Boni obiecał, że wraz z premierem przemyśli sprawę. A więc jest tak - najpierw pracujemy nad ustawą, później myślimy. Później było jeszcze lepiej. Najpierw Tusk postanowił zagrać twardziela i w pełni blasku, jako Słońce Peru, oświadczył, iż "szantażystom" nie ulegnie, by potem - gdy się okazało, że szantażyści to jakże cenna w czasach wyborów młodzież - premier sypnął na swą głowę popiół i przyznał się do błędu.

Jednak przyznanie się do błędu - o dziwo - nie załatwiło sprawy i Donald Tusk, próbując ostatni raz moc miłości wykrzesać ze swojego uśmiechu ogłosił, że ratyfikację "zawiesza". I znów klops - okazało się, że ratyfikacji zawiesić się nie da (oczywiście rządowi wyjaśnili to dopiero eksperci w telewizyjnych studiach), bo przecież coś zostało jednak w tym Tokio podpisane. Co więc robić? Ano starym sposobem zwołać naradę z udziałem "przedstawicieli środowiska internetowego" (cokolwiek to znaczy) i podumać nad rozlanym już mlekiem. Internauci jednak debatę zbojkotowali i z protestowania w mroźne wieczory nie zrezygnowali, mimo że premier dyplomatycznie zapewnił, że uważa ich za "świetnych ludzi".

Doprawdy, cóż więcej w tym bałaganie można zrobić? Uśmiech przestał działać - a przecież to dopiero początek kadencji.