Euro 2012: Polacy mistrzami Europy. W narzekaniu

Euro 2012: Polacy mistrzami Europy. W narzekaniu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy Michel Platini w 2007 roku w Cardiff rozerwał kopertę i wyciągał z niej kartkę z napisem Poland&Ukraine polska delegacja aż podskoczyła z radości. Z radości skakali też polscy kibice w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu i wszystkich innych polskich miastach. I była to radość niespodziewana, bo – nie oszukujmy się – nikt się takiej decyzji UEFA nie spodziewał.
Nie byliśmy faworytem, nie mieliśmy stadionów, nie mieliśmy dróg, nie mieliśmy hoteli. W zasadzie nie mieliśmy żadnych argumentów, poza wpływowym Hryhorijem Surkisem i faktem, że nigdy wcześniej Europa Wschodnia takiej imprezy nie organizowała. A jednak się udało!
Od tamtego momentu minęło pięć lat. Czy Polska po tych pięciu latach jest lepiej przygotowana do Euro 2012? Malkontenci przekonują, że nie – dróg i hoteli jak nie było, tak nie ma. Ale to nie prawda! Zmieniło się bardzo dużo - i choć nie wszystko zostało zrealizowane i nie ze wszystkim do Euro zdążymy, to i tak Polska zrobiła ogromny krok do przodu.

Ale po kolei. Już w chwili przyznania nam prawa do organizacji turnieju słychać było wiele narzekań. Że się nie uda, że nie zdążymy, że stadiony… W Polsce? Niemożliwe. Żadnych dróg nie będzie, dworce będą śmierdzące, żaden kibic do nas nie przyjedzie. Bo i po co miałby przyjeżdżać, skoro Euro i tak nam odbiorą. I co? I nie odebrali. Dziwne prawda? Tak naprawdę to nie UEFA, ale my, Polacy (nie wszyscy na szczęście) sami najchętniej odebralibyśmy sobie te mistrzostwa. UEFA miała w tej kwestii inne zdanie - oni w nas uwierzyli.

I co? I nic. Polacy dalej narzekają. Najpierw, przez lata, narzekali że stadionów nie ma i nie będzie. Potem, że ich zbudować nie zdążymy. A teraz, kiedy już stadiony są, to narzekają, że albo są za drogie, albo, że nie takie ładne (choć ładne przecież!), albo że niedoróbki jakieś pozostały. A z tego, że stadiony już są, cieszyć się nie chcemy. Ale one są! I nikt już nam tego nie odbierze. Owszem – pojawia się pytanie co z tymi stadionami później robić? Bo przecież po Euro będą stały puste, bo nikt na nie się nie wybierze, bo policja nie potrafi zapewnić na nich bezpieczeństwa... A ja się pytam: dlaczego od razu takie czarne myśli? Na stadionie we Wrocławiu będzie grał Śląsk, na tym w Gdańsku Lechia, a w Poznaniu Lech.

No tak, jest jeszcze ten największy i najdroższy – Stadion Narodowy. Na nim żaden klub raczej grał nie będzie, ale nie oznacza to, że stadion ma stać pusty. Na Narodowym grać może chociażby reprezentacja (w końcu to Narodowy). Na Narodowym mogą też odbywać się koncerty, walki bokserskie, różnego rodzaju festiwale czy inne imprezy – i te sportowe, i nie. Narodowy ma jeszcze jedną zaletę. Otóż – m.in dlatego był tak drogi – posiada ogromną powierzchnię komercyjną, którą można wynajmować pod wszelaką działalność. Zresztą – nie jest rolą kibiców (ani komentatorów) wymyślać, jak te stadiony po Euro 2012 wykorzystywać – to już kwestia zarządców. My cieszmy się, że w końcu mamy w Polsce obiekty sportowe na światowym poziomie.

Nie samymi stadionami jednak kibic w roku Euro 2012 żyje. Temat znacznie trudniejszy i ostatnio głośniejszy – to infrastruktura komunikacyjna. Wiadomo już, że autostrad ukończyć w pierwszym terminie się nie uda i że wiele planowanych dróg nie powstanie. Wiadomo, że Dworzec Zachodni w Warszawie też swym pięknem zagranicznych kibiców nie zachwyci. Ale obok tego – całkiem słusznego – wypominania, z czym to się nasi budowniczowie nie wyrobili, zauważmy też ile dzięki organizacji turnieju zrobić się udało. Ile inwestycji zostało zaczęte i będzie dokończone już po zakończeniu turnieju. Ile zrealizowaliśmy inwestycji, o których nikt by nawet nie myślał, gdyby nie przyznanie nam tytułu organizatora Mistrzostw Europy.

Dziś cała Polska narzeka, że tu remont, tam remont – wszędzie coś budują, więc nigdzie dojechać się nie da. Wszyscy zapominają o tym, że za jakiś czas będzie znacznie lepiej, bo te budowy się skończą. Nikt się nawet nie zająknie, że przez niemal dwadzieścia lat niczego się w Polsce nie budowało. Nie powinno więc dziwić, że jak ktoś już budować zaczął – i to z niemałym rozmachem – to i pewne problemy mogą powstać. Wszelakiej maści malkontentom pragnę przypomnieć, że jak się w latach 90-tych do byłej NRD jechało, to też wszędzie były góry piachu i rozkopane drogi. I w korkach niemiłosiernych trzeba było stać po to, żeby teraz jeździć po autostradach. Nie narzekajmy więc, tylko cieszmy się, że choć powoli, to krok do przodu coś jednak robimy.

Wspominałem też o dworcach, za które jeszcze pięć lat temu się wstydziliśmy. Dziś, choć wiele z nich jeszcze wymaga remontu, za ogromną część wstydzić się już nie trzeba. Poczciwy Centralny, cud architektury PRL, odzyskał nowy blask – jest czysty, jasny, a lokale usługowe znacznie bardziej zachęcają do odwiedzin niż wcześniej. Swoje przechodzi też Dworzec Wschodni, od nowa w zasadzie zbudowano przystanek Warszawa Stadion. Warto też przypomnieć o powstającej stacji Okęcie, czy o całkowitej przebudowie dworców w Łodzi i Katowicach. Takie przykłady można mnożyć.

Przyznanie Polsce prawa do organizacji Euro 2012 nie oznaczało, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawią się w Polsce drogi, hotele, nowoczesne linie kolejowe i stadiony - a wszystko to za darmo. Ta decyzja dała jednak naszemu krajowi potężny impuls rozwojowy, którego efekty będziemy konsumować nie przez 23 turniejowe dni, ale przez wiele lat po zakończeniu mistrzostw. I tego, co już się udało zrobić oraz tego, co jeszcze czeka na dokończenie, nikt nam nie odbierze. O prestiżu, promocji i sportowych emocjach nawet nie wspominając.