Tusk: my mówimy o rzeczach poważnych, a Kaczyński z Palikotem obrzucają się obelgami

Tusk: my mówimy o rzeczach poważnych, a Kaczyński z Palikotem obrzucają się obelgami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Premier Donald Tusk po zakończenia posiedzenia Sejmu 11 maja (fot. PAP/Andrzej Hrechorowicz)
Premier Donald Tusk oceniając dyskusję w Sejmie na temat reformy emerytalnej ubolewał nad tym, że nie po raz pierwszy poważna debata zamieniła się w pyskówkę. Podkreślił jednocześnie, że posłowie koalicji wytrzymali presję związkowców demonstrujących przed Sejmem.
Sejm przegłosował 11 maja rządową ustawę wydłużającą i zrównującą wiek emerytalny kobiet i mężczyzn do 67 lat, a także zmiany w  emeryturach mundurowych. W dyskusji przed głosowaniem nie zabrakło emocji. PiS chciało wykluczenia Janusza Palikota z obrad za  stwierdzenie, że Jarosław Kaczyński "był gotów wysłać swego brata na  śmierć". Ponadto - według PiS - ze strony, gdzie na sali sejmowej zasiadają posłowie Ruchu Palikota, padły w kierunku szefa PiS słowa "zadzwoń do brata". Z kolei Palikot stwierdził, że Kaczyński porównał jego oraz jego ugrupowanie do Adolfa Hitlera i z tego powodu Ruch Palikota chciał wykluczenia prezesa PiS z obrad Sejmu.

Hitler i Mussolini w polskim Sejmie

Zdaniem szefa rządu, źle się stało, że "sprawa, która wymaga bardzo poważnej debaty i refleksji, zamieniła się - nie pierwszy raz - w  pyskówkę pomiędzy panami Kaczyńskim i Palikotem". - W Sejmie powinniśmy rozstrzygać o rzeczach ważnych, nawet jeśli są bardzo trudne, a nie być mimowolnymi uczestnikami wyzwisk, obelg - podkreślił szef rządu. Tusk dodał następnie, że "na pewno można mówić o bardzo niestosownym zachowaniu, nie tylko Jarosława Kaczyńskiego i Janusza Palikota". - Debata publiczna, w której pada słowo zdrada, hańba, zbrodnia, hitlerowiec, Mussolini etc. powoduje, że te epitety się zużywają i  powstaje pytanie: jeżeli, niestety, można zwyzywać konkurenta politycznego od najgorszych i robi się to systematycznie od wielu miesięcy, to to powszednieje i co będzie następne, jakiego typu narzędzi ci najbardziej radykalni politycy będą chcieli użyć, żeby zrobić wrażenie? - pytał Tusk. Dodał z przekąsem, że "dzisiaj dowiedzieliśmy się, że  według niektórych polityków w sali sejmowej siedzą >hitleropodobni< i >mussolinopodobni<".

Solidarność? "Musimy ich zrozumieć"

Szef rządu pytany o demonstrację Solidarności przed Sejmem (związkowcy przez długi czas blokowali wszystkie wejścia do parlamentu) podkreślił, że "trzeba przyjąć ze zrozumieniem, że tak wygląda życie społeczne". - W każdym kraju tego typu reformy budzą emocje i akcje protestacyjne związków zawodowych - zaznaczył. - Różnię się tutaj w sposób zasadniczy z przewodniczącym Piotrem Dudą, ale szanuję jego działania i wiem, że mogę liczyć na podobny stosunek ze strony przewodniczącego Solidarności. To są role, jakie nam przypisało życie i w jakich staramy się odpowiedzialnie występować -  dodał Tusk.

Premier podkreślił jednocześnie, że rzeczą bardzo ważną i kluczową nie jest to, że związkowcy demonstrują, tylko uniemożliwienie, aby "prawo powstawało pod wpływem protestów czy wręcz przemocy". - Dzisiaj tu była "Solidarność", jutro mogą być inne grupy lobbystyczne i gdyby obecność protestujących, naciskających na korzystne dla siebie rozwiązania, zawsze wpływała na  posłów, gdyby posłowie kapitulowali, ulegali takiej presji - to  skończyłaby się demokracja w Polsce - ostrzegł Tusk. - Zostało jeszcze kilka tygodni, mam nadzieję, że ten trudny i przykry dla Polaków projekt zamkniemy w ciągu tych kilku tygodni i będzie można przejść do takich bardziej optymistycznych działań - dodał.

sjk, PAP