Katyńska lista białoruska czy nieporozumienie?

Katyńska lista białoruska czy nieporozumienie?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Katyń fot. wikipedia/zdjęcia archiwalne 
- Moim zdaniem to jest jakieś nieporozumienie. Nie znam oczywiście całości dokumentów posiadanych przez "Gazetę Wyborczą", ale skan, który znalazł się na jej stronie jest już prawdopodobnie nam znany, tak samo jak archiwa 15. Brygady Wojsk Konwojowych. To już zostało dawno zbadane przez "Memoriał", dane te znajdują się też w bazie polskiej Karty. Sam nawet już sprawdziłem jedno nazwisko z tego skanu i odnalazłem jej w bazie Karty - powiedział działacz Memoriału prof. Aleksiej Pamiatnych, od lat zajmujący się wyjaśnianiem zbrodni katyńskiej, o odnalezionej przez prof. Natalię Lebiediewą liście nazwisk 1996 Polaków wywiezionych do katowni w Mińsku.

- Oczywiście mówimy o liście ok. 3,8 tys. jeńców aresztowanych na Białorusi, którzy zostali rozstrzelani na mocy tej samej decyzji Biura Politycznego z 5 marca 1940 roku, na mocy której rozstrzelano jeńców z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz aresztowani z więzień zachodniej Ukrainy. Być może kilka osób z wydrukowanej listy należy do jeńców białoruskich, ale jako lista nie jest to lista białoruska - ocenił Pamiętnych. - W każdym razie to na pewno nie jest lista białoruska, w tym sensie jak te listy wywózkowe, które znane są dla jeńców z obozów kozielskiego, ostaszkowskiego i starobielskiego i tak, jak jest znana lista ukraińska. A ta lista, która chyba jest teraz w posiadaniu "Gazety Wyborczej" to może być lista osób rzeczywiście aresztowanych na Białorusi - dodał.

- Potem część z nich została rozstrzelana i należy do tzw. katyńskiej listy białoruskiej, jednak część z tych jeńców trafiła również do różnych obozów m.in. do Workuty, także to są rzeczy znane. I wydaje mi się, że z powodu jakiegoś nieporozumienia została zrobiona sensacja, której na razie - z tego, co jest opublikowane - nie ma i nie ma żadnej nowej informacji. Oczywiście opieram się na tym, co "Gazeta" wydrukowała, a Natalia Lebiediewa jest badaczem bardzo wnikliwym i być może znalazła coś nowego w tych archiwach, ale na podstawie dotychczas wydrukowanych danych mogę powiedzieć, że sensacja jest zrobiona niepotrzebnie, to wszystko jest znane, a to, co zostało wydrukowane to nie jest tzw. lista białoruska - powiedział.

eb, pap