Serbia "wrogo przejęła" część państwa polskiego?

Serbia "wrogo przejęła" część państwa polskiego?

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. sxc.hu Źródło: FreeImages.com
Serbia nie zostanie na skutek zasiedzenia właścicielem budynku w Alejach Ujazdowskich, w którym znajdowała się jej ambasada - takie jest prawomocne orzeczenie Sądu Okręgowego w Warszawie w tej precedensowej sprawie. Spory sądowe pomiędzy rodem Gawrońskich - spadkobiercami przedwojennych właścicieli budynku - a Republiką Serbii toczą się od kilku lat.

Ambasada Jugosławii, a potem Serbii, mieściła się w budynku w Alejach Ujazdowskich w Warszawie od 1947 r. (obecnie znajduje się ona w innym miejscu stolicy). W 2002 r. budynek formalnie wrócił do spadkobierców, jednak do 2007 r. nadal znajdowała się w nim siedziba ambasady. Gawrońscy wystąpili więc do sądu o zapłatę blisko 25 mln zł za bezumowne użytkowanie budynku. Z kolei Serbia wystąpiła z wnioskiem o uznanie nabycia spornej nieruchomości w drodze zasiedzenia. Toczyły się w tej sprawie rozmowy z udziałem MSZ, były też osobne procesy - cywilny i administracyjny.

"Wrogie przejęcie części państwa polskiego"

25 czerwca prawomocnie zakończyło się postępowanie cywilne w sprawie o zasiedzenie. W styczniu tego roku Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście odmówił stwierdzenia zasiedzenia. Pełnomocnicy Serbii odwołali się od tego rozstrzygnięcia. Twierdzili, że minęło przepisowe 30 lat, po których można ubiegać się o stwierdzenie zasiedzenia.

- Sąd I instancji mówi o "wrogim przejęciu części państwa polskiego" przez Republikę Serbii. A sąd nie zauważa, że Republika Serbii chce być tylko traktowana na równi z innymi podmiotami prawnymi. Instytucja zasiedzenia wynika z niezakłóconego, 30-letniego posiadania. To nie była inwazja obcych wojsk i wrogie zajęcie kawałka ziemi polskiej. A ani Serbia, ani Jugosławia niczego takiego nie chce. Otrzymała wypalone ruiny, odbudowała pałacyk i użytkowała go jako swą ambasadę - argumentował pełnomocnik Serbii, mec. Józef Forystek.

Pełnomocnik spadkobierców mec. Lech Żyżelewski był za oddaleniem apelacji. Zwrócił uwagę, że strony tego procesu są nierówne: z jednej "zwykli obywatele pozbawieni swych spraw, a z drugiej - samodzielne i suwerenne państwo". Jak mówił, gdyby Serbia chciała od Gawrońskich kupić ten budynek, być może nawet by się zgodzili. - Ale Serbia chce ją przejąć bez ekwiwalentu - podkreślił.

- Historia nie zna przypadku, aby obce państwo - wbrew woli państwa przyjmującego, o czym świadczą pisma MSZ i MSW - próbowało przejąć nieruchomość. Jeśli gospodarz nie życzy sobie, aby gość czymś zawładnął, to dla dobra stosunków międzynarodowych nie idzie się do sądu, aby uzyskać zasiedzenie. Tak się nie godzi - przekonywał prawnik.

Gawrońskich popiera Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa. Jej przedstawicielka, mec. Paulina Olszewska, oświadczyła, że według prokuratorii brak jest przesłanek niezbędnych do uznania, że doszło do zasiedzenia.

"Argumenty się waży, a nie liczy"

Sąd uznał, że autorzy odwołania nie mieli racji i utrzymał w mocy decyzję I instancji, że do zasiedzenia nie doszło. Odnosząc się do tego, że pełnomocnicy Serbii przedstawili wiele argumentów w swym odwołaniu, sędzia Tomasz Pałdyna powiedział: "argumenty się waży, a nie liczy".

Według sądu, nie upłynęło wymagane 30 lat do stwierdzenia zasiedzenia, bo na kilka miesięcy przed upływem tego terminu - liczonego od 1 listopada 1976 r. - Gawrońscy złożyli wezwanie do ugodowego załatwienia sprawy. - Liczy się dzień złożenia wniosku a nie termin jego doręczenia - podkreślił sąd, odnosząc się do argumentu Serbii, że doręczenie nie nastąpiło we właściwej formie (czyli drogą dyplomatyczną). Data 1 listopada 1976 r. została ustalona na podstawie dokumentacji, z której wynika, że właśnie wtedy zakończyło się użytkowanie ambasady przez Jugosławię na mocy umowy i rozpoczęło tzw. użytkowanie bezumowne.

Sąd podkreślił też, że choć Gawrońscy nie byli wtedy właścicielami spornego budynku (jest nim Skarb Państwa), lecz jego użytkownikami wieczystymi, mieli prawo zwrócić się do Serbii o ugodowe załatwienie sprawy i wywołało to takie same skutki, jak gdyby zrobił to ktoś w imieniu Skarbu Państwa.

Sam proces dotyczący bezumownego użytkowania budynku cały czas toczy się przed warszawskim sądem okręgowym. Obecnie sąd ten analizuje opinię biegłego, który szacunkowo określił wysokość kwoty należnej za bezumowne użytkowanie na 17 mln zł. Spadkobiercy uważają, że kwota ta powinna być o ok. 8 mln zł wyższa.

Inna sprawa toczy się natomiast przed sądami administracyjnymi. W październiku zeszłego roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że minister spraw wewnętrznych słusznie odmówił Serbii zgody na nabycie nieruchomości. WSA wskazał m.in., że wydanie takiej zgody godziłoby w porządek publiczny, gdyż budynek został po wojnie odebrany właścicielom z naruszeniem prawa. Od tego orzeczenia została złożona kasacja do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

sjk, PAP