Miller: Piechociński to idealny kozioł ofiarny

Miller: Piechociński to idealny kozioł ofiarny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Leszek Miller (fot. Wprost) Źródło:Wprost
- Wczoraj okazało się, że całe puszenie się Piechocińskiego, opowiadanie o trzech kopertach, o rozmaitych rozwiązaniach personalnych, zostało przecięte jednym zdaniem Donalda Tuska. I Piechociński został wicepremierem oraz ministrem gospodarki - powiedział w wywiadzie dla "Krytyki Politycznej" Leszek Miller.
W przekonaniu byłego premiera Donald Tusk nie zamierzał tolerować pozostawania prezesa partii koalicyjnej poza rządem. - Szef partii koalicyjnej poza rządem to pokusa polityki prowadzonej na zapleczu, pokusa recenzowania rządu przez polityków, którzy powinni za politykę rządu odpowiadać. Premier Tusk jest za sprytny, żeby taką sytuację tolerować. Zatem dla Piechocińskiego było tylko jedno wyjście i nie rozumiem, dlaczego tak długo się droczył - wyjaśnił szef SLD.

Miller dodał, że jeśli sytuacja gospodarcza w Polsce będzie dobra premier wobec Piechocińskiego "zachowa się lojalnie", jednak jeśli "nastąpi załamanie rynku pracy to Piechociński idealnie nadaje się na kozła ofiarnego". Polityk zaznaczył, że taka sytuacja byłaby korzystna również dla niektórych polityków z PSL. - Na stanowisko ministra gospodarki wpychali go Pawlak, Sawicki, Kalinowski, Żelichowski. Dlaczego? Widać, że on ma problemy z przejściem od roli wieloletniego recenzenta polityki do roli praktyka sprawowania władzy. Jego los zależy przede wszystkim od decyzji Waldemara Pawlaka. Jak Pawlak uzna, że może uderzyć, to uderzy.

Leszek Miller powiedział, że nie podoba mu się ton wypowiedzi nowego wicepremiera. -  Denerwuje mnie, kiedy Piechociński używa języka misjonarza, kaznodziei. Te jego ciągłe wezwania do jedności, spokoju, w stylu: "Kochajmy się". Polityki nie można uprawiać bez polityki. A polityka to jest walka. Ale najbardziej drażniące jest to, że on nie odpowiada na pytania o sposób kierowania przez niego resortem gospodarki, o jego program, o decyzje konieczne do walki z kryzysem Mnie ostrość języka polityki tak nie odstręcza. Dla mnie jest tylko jedna granica ostrości politycznego języka, którego polityk demokratyczny nie powinien przekraczać. Wyznacza ją odmowa uznania własnego państwa, granie Smoleńskiem, granie stosunkami z Rosją, granie polityką europejską w polityce partyjnej. Natomiast wolę ostrość sporu od kaznodziejstwa. W dodatku nie mam pewności, że u Piechocińskiego to kaznodziejstwo rzeczywiście kryje jakieś wyjątkowe kompetencje - wyjaśnił były premier.

Krytyka Polityczna, ml