"Borusewicz nie miał takiej charyzmy. Strajkiem kierował Wałęsa"

"Borusewicz nie miał takiej charyzmy. Strajkiem kierował Wałęsa"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lech Wałęsa (fot. Wprost) Źródło:Wprost
Jerzy Borowczak, jeden z inicjatorów strajku w Stoczni Gdańskiej pytany przez Dziennik.pl, kto kierował strajkiem w sierpniu 1980 roku odparł, że Lech Wałęsa. - Bo gdyby nie przyszedł pod bramę stoczni, to w ogóle dziś byśmy o strajku nie rozmawiali. Borusewicz nie pojawił się tego dnia w ogóle w stoczni, przyszedł dopiero w piątek i to pod koniec dnia - mówił Borowczak.
Trwa spór o przywództwo strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku. Po tym jak Henryka Krzywnos w wywiadzie opublikowanym przez "Wprost" stwierdziła, że prawdziwym przywódcą strajku był Bogdan Borusewicz, a nie Lech Wałęsa (w numerze 21 "Wprost" potwierdził to Andrzej Kołodziej, jeden z sygnatariuszy Porozumień Sierpniowych), Wałęsa na antenie TVN stwierdził, że Borusewicz "chce sobie przywłaszczyć jego zwycięstwa".

W zeszłym tygodniu Borusewicz zapytany w "Sygnałach dnia” o to, jak rzeczywiście było, nie odpowiedział. Lech Wałęsa wystosował list otwarty do Borusewicza. Napisał do marszałka Senatu m.in., że ten na strajkowaniu znał się "jak wół na gwiazdach". Były prezydent dodał, iż stoczył "wielkie boje", by Borusewicz był tolerowany w Stoczni. Z kolei Andrzej Kołodziej w rozmowie z "Wprost" stwierdził, że "Krzywonos powiedziała prawdę".

- Słowa prowokator czy agent, które pod adresem Borusewicza rzuca Lech Wałęsa, w tym kontekście są niczym nieusprawiedliwione. Poza tym, gdyby tylko pojawiły się takie podejrzenia, to byśmy go wyrzucili - podkreślił Borowczak odnosząc się do słów Wałęsy.

Borowczak mówił, że pod bramą stoczni rano nie było większości z organizatorów strajku. "O godz. 5 rano pod bramą stoczni, przez którą dziennie przechodziło 7-8 tys. osób, zjawiło się tylko dwóch mężczyzn. Ja i Ludwik Prądzyński. Wałęsa dojechał dopiero o godz. 10.30, kiedy wszyscy zaczynali się już rozchodzić. Zabrał głos i tak to wszystko się zaczęło" - relacjonował.

- W dzień, kiedy ze stoczni zwolniono Annę Walentynowicz, na pięć miesięcy przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Kiedy dotarła do nas ta informacja, Lech Wałęsa - jak to on - krzyknął: "Pani Aniu, będziemy Pani bronić. Strajk zorganizujemy." Ale minęło parę dni i nic się w tej sprawie nie wydarzyło. Wtedy jeden z nas rzucił: "I co Lechu, rzuciłeś hasło i co dalej?" - mówił jeden z inicjatorów strajku. Dodał, że wtedy do akcji wkroczył Bogdan Borusewicz, który ustalił z nim, że narysują plan stoczni i to jak miałby przebiegać strajk. Zaznaczył, że Wałęsa dał im tylko swoje błogosławieństwo.

Borowczak podkreślił, że strajkiem nie mógł pokierować Bogdan Borusewicz, bo nie miał on takiej charyzmy jak Wałęsa.

ja, dziennik.pl